Polska gospodarka rozwija się obecnie w tempie około 4 proc. rocznie. Na pierwszy rzut oka to doskonały wynik, ale w II kwartale PKB Czech wzrósł o 4,5 proc. rok do roku. A to przecież gospodarka bardziej rozwinięta od naszej. Może jednak nasze tempo wzrostu jest rozczarowujące?
Nie powiedziałbym, że nasze wyniki są rozczarowujące, ale rzeczywiście atrakcyjność polskiej gospodarki trzeba oceniać w globalnym kontekście. A ten kontekst jest taki, że od początku roku na rynki wschodzące napłynęło około 125 mld USD kapitału. To największy napływ od 2012 r. Tymczasem Polska nie dostała z tej kwoty zbyt dużo. W I półroczu zaangażowanie zagranicznych inwestorów w polskie obligacje skarbowe wzrosło o około 19 mld zł (5,2 mld USD – red.). To niewiele, biorąc pod uwagę to, że nasza gospodarka wygląda całkiem atrakcyjnie – mamy niezłe tempo wzrostu PKB, inflację pod kontrolą i niski deficyt budżetowy.
Dlaczego kapitał do Polski nie płynie?
Kapitał napływa, ale raczej nie w takim tempie, jakiego byśmy sobie życzyli. To dlatego, że mamy mocną konkurencję – inne gospodarki wschodzące radzą sobie jeszcze lepiej niż my. Niektóre gospodarki azjatyckie rozwijają się w tempie ponad 6 proc. rocznie, a też mają niską inflację i zdrowe finanse publiczne.
Polska jest rzeczywiście ciągle zaliczana przez zagranicznych inwestorów do grona rynków wschodzących? Tzn. są tacy inwestorzy, którzy wybierają między Polską – a dajmy na to – Indonezją i Meksykiem?