Główne giełdy na świecie w nowy rok wkroczyły z przytupem

Giełda w USA nie zwalnia tempa. Indeks tokijskiego parkietu jest najwyżej od 26 lat. W czwartek skoczyły też wskaźniki z GPW.

Publikacja: 07.01.2018 06:00

Pierwsze sesje 2018 r. stały pod znakiem dość wyraźnego zróżnicowania nastrojów na poszczególnych parkietach, z przewagą optymizmu. Na klarowne sygnały lepiej jednak jeszcze trochę poczekać.

Szampański start Wall Street

Nowojorska giełda w nowy rok wkroczyła z przytupem, szybko zapominając o spadkowej ostatniej sesji 2017 r. Już w środę S&P500 z impetem przedostał się powyżej 2700 punktów, kolejny historyczny rekord, podobnie jak pozostałe indeksy. Dow Jones jest już o krok od poziomu 25 tys. punktów, a Nasdaq Composite pokonał 7000 punktów. Nic więc nie wskazuje na to, by hossa miała się zakończyć, a przesłanek za jej kontynuacją nie brakuje. Amerykańska gospodarka znajduje się w doskonałej kondycji, a w 2018 r. tempo jej wzrostu powinno jeszcze przyspieszyć. Perspektywa niewielkiego spowolnienia majaczy na horyzoncie dopiero gdzieś w okolicach 2019 r. i zacznie zaprzątać uwagę inwestorów raczej nie wcześniej niż za dwa, trzy kwartały. Nie zanosi się na to, by dobre nastroje na rynkach miał popsuć Fed. Środowa publikacja protokołu z poprzedniego posiedzenia nie zmąciła optymizmu, potwierdzając wiarę w rozważne działania amerykańskich władz monetarnych. Wynika z niego, że uwagę przedstawicieli komitetu otwartego rynku zaprząta głównie inflacja, a poglądy w kwestii jej przyszłego kształtowania się są zróżnicowane. Zapowiedź trzech podwyżek stóp procentowych w tym roku nie robi wrażenia ani na dolarze, ani na obligacjach. Amerykańska waluta słabnie na całej linii, a więc zarówno wobec euro, którego kurs przekroczył w pierwszych dniach roku 1,2 dolara, wracając do poziomu widzianego poprzednio w styczniu 2015 r. (nie licząc krótkiego epizodu z września ubiegłego roku), jak i wobec koszyka walut (Dollar Index zbliżył się do dołka z września 2017 r.). Rentowność dziesięcioletnich obligacji skarbowych od ponad dwóch miesięcy oscyluje wokół 2,4 proc., odchylając się od tego poziomu o 0,1 punktu procentowego.

DAX boi się mocnego euro

Na głównych giełdach europejskich nowy rok zaczął się po staremu, czyli od kontynuacji spadkowej tendencji, zapoczątkowanej w pierwszych dniach listopada 2017 r., czyli w czasie, gdy rozpoczynała się fala umocnienia wspólnej waluty. Od tego czasu euro zdrożało z 1,16 do 1,2 dolara, czyli o prawie 3,5 proc., a DAX stracił 4,5 proc. W miniony wtorek przez moment znalazł się poniżej 12 800 punktów, czyli na poziomie najniższym od września ubiegłego roku. W środę indeksowi udało się obronić przed pogłębieniem przeceny, a po południu, dzięki niewielkiemu osłabieniu euro, wygenerować nawet pokaźne odreagowanie. Powrót powyżej 13 tys. punktów jednak się nie udał i sięgającą 0,8 proc. zwyżkę można było traktować jak typowy ruch powrotny. Indeksy we Frankfurcie i Paryżu od dawna „tańczą" jak im zagra dolar i nie zanosi się na zmianę tego rytmu. Inwestorzy zdają się zupełnie ignorować bardzo dobre sygnały, jakie od dłuższego czasu płyną z gospodarki niemieckiej i całej strefy euro, a euro kompletnie ignoruje gołębie nastawienie prezentowane niezłomnie przez EBC. Ekonomiści spodziewają się, że do pierwszej podwyżki stóp procentowych w strefie euro może dojść w 2019 r., więc na razie zupełnie nie ma czego się bać, tym bardziej że pozostałe czynniki ryzyka, głównie natury politycznej, przestały straszyć. Obaw o destabilizację sytuacji w Niemczech nikt nie traktuje poważnie, tamtejsi politycy szykują się właśnie do rozmów w sprawie utworzenia koalicji CDU/CSU i SPD, a w kwestii brexitu jednak osiągnięto wyraźny postęp.

Rynki wschodzące na fali

MSCI Emerging Markets w ciągu dwóch pierwszych tegorocznych sesji zyskał prawie 3 proc. i znalazł się na poziomie najwyższym od listopada 2007 r., a jednocześnie zbliżył się do historycznego rekordu na odległość zaledwie 0,3 proc. Z jednej strony można więc powiedzieć, że to wybitnie byczy sygnał i oczekiwać kontynuacji znakomitej passy oraz ustanowienia nowych szczytów, jednak z drugiej strony można też mieć pewne obawy, czy uda się je zdobyć tak z marszu, czy też dopiero po ochłodzeniu nastrojów i korekcyjnym spadku. Od dołka ze stycznia 2016 r. indeks wzrósł już o 78 proc., zaliczając jedynie dwie poważniejsze korekty w okresie pierwszych 12 miesięcy trwania tego ruchu. Od grudnia 2016 r. największa spadkowa sekwencja ledwie przekroczyła 5 proc. Ostatnia fala wzrostowa, trwająca od 6 grudnia 2017 r. wyniosła MSCI EM w górę o prawie 9 proc. i pod względem dynamiki ustępuje jedynie tej z przełomu lat 2016–2017 r. W 2016 r. byki zaczęły rajd w wigilię Wigilii i zakończyły go w lutym 2017 r. po zwyżce o ponad 13 proc. Teraz start nastąpił na Świętego Mikołaja i ma zadatki na kontynuację. Sprzyja temu bardzo dobra koniunktura w gospodarce, osłabienie dolara oraz hossa na rynkach surowcowych. Nie widać więc żadnego czynnika, który mógłby przerwać dobrą passę emerging markets.

Surowce w przedsionku hossy

W minioną środę CRB Index przebił się przez poziom 195 punktów, docierając najwyżej od połowy 2016 r. Trwająca od połowy grudnia seria 13 wzrostowych sesji z rzędu musi robić wrażenie, choć przyniosła zwyżkę o „zaledwie" 6,5 proc. Poprzednio z podobnym rajdem mieliśmy do czynienia na przełomie października i listopada 2017 r., gdy w trakcie 13 sesji indeks zyskał nieco ponad 4,5 proc. Od dna surowcowej bessy, zanotowanego pod koniec czerwca ubiegłego roku CRB Index wzrósł o ponad 17 proc., a więc jest o krok od wypełnienia umownego kryterium, pozwalającego ogłosić hossę.

Za zwyżkę surowcowego indeksu w głównej mierze odpowiedzialna jest ropa naftowa. W tym przypadku sytuacja wygląda bardzo „byczo", ale nie brakuje też obaw. Notowania WTI jeszcze w ostatnim dniu 2017 r. przebiły 60 dolarów za baryłkę, a w minioną środę zbliżyły się do 62 dolarów, czyli do poziomu najwyższego od grudnia 2014 r. Cena brenta zbliżyła się z kolei do 68 dolarów za baryłkę, nieznacznie pokonując poziom z maja 2015 r. Z technicznego punktu widzenia sytuacja nie jest jednoznaczna. Optymiści będą się spodziewać kontynuacji zwyżki, pesymiści mogą być przekonani o możliwości wychłodzenia nastrojów. Od czerwca 2017 r. notowania WTI wzrosły o 45 proc., a Brent o 51 proc. W tym czasie niewielkich spadkowych korekt nie brakowało, więc pojawienie się kolejnej nie byłoby niczym nadzwyczajnym, szczególnie w tym miejscu i czasie. Od połowy grudnia notowania obu rodzajów surowca poszły w górę po około 9 proc. W krótkim terminie byki mogą liczyć na wsparcie ze strony politycznych niepokojów w Iranie, którego znaczenie dla sytuacji na rynku jest bardzo istotne. Za podtrzymaniem zwyżki cen przemawia też spadek zapasów w Stanach Zjednoczonych przy jednoczesnym wzroście zapotrzebowania w związku z atakami zimy w niektórych rejonach USA. W średnim i dłuższym horyzoncie widoczne są czynniki mogące wpłynąć na pojawienie się tendencji spadkowej. Należą do nich rosnące wydobycie z amerykańskich złóż łupkowych, które spowodowało, że produkcja surowca osiągnęła poziom najwyższy od kilkudziesięciu lat, a według prognoz, w 2018 r. ma jeszcze się zwiększyć, przekraczając 10 mln baryłek dziennie. Mimo że Rosja uczestniczy w porozumieniu OPEC dotyczącym limitów produkcyjnych, okazuje się że w ubiegłym roku wydobywała najwięcej ropy od 1991 r., bowiem do cięć przystąpiła po wcześniejszym mocnym „podkręceniu" produkcji.

Nowy rok rozpoczął się od korekty na rynku miedzi. Notowania kontraktów terminowych na ten metal w ciągu ostatnich czterech sesji poszły w dół o zaledwie 1,5 proc., ale powróciły poniżej 330 centów za funt, po osiągnięciu poziomu najwyższego od lipca 2014 r., który okazał się pierwszą przeszkodą na drodze byków. Wcześniejszy rajd, trwający od 6 grudnia 2017 r., składający się z serii 16 wzrostowych sesji z rzędu, miał jednak prawo wyczerpać impet popytu. Najbliższe wsparcie w postaci szczytu z października 2017 r. jest bardzo blisko i jego test może odpowiedzieć na pytanie o dalszy kierunek ruchu. Sytuacja w globalnej gospodarce i jej perspektywy powinny sprzyjać kontynuacji wzrostowej tendencji, ale nie musi ona przebiegać bez zakłóceń. Nie bez znaczenia będą informacje napływające z Chin, a najbliższa okazja do ich poznania pojawi się już w przyszły piątek, gdy opublikowane zostaną dane o handlu zagranicznym, podaży pieniądza i nowych kredytach.

Notowania złota nowy rok rozpoczęły od ataku na poziom 1320 dolarów za uncję. Pierwsze próby okazały się nieudane, a rozwój sytuacji będzie zależeć od sytuacji na rynku walutowym. Byki skwapliwie wykorzystały osłabienie dolara. Trwający od 13 grudnia 2017 r. rajd przyniósł im zdobycz sięgającą niemal 6 proc.

Nerwowy start na GPW

Warszawski parkiet nowy rok rozpoczął z jednodniowym poślizgiem, spowodowanym koniecznością dostosowania systemów informatycznych giełdy i biur maklerskich do wymogów regulacji MiFID II. Perturbacje z tym związane nie były zbyt wielkie, ale handel toczył się przy zmiennych nastrojach. Szczególnie słabe były one w przedpołudniowej części sesji, głównie w przypadku największych spółek. W środę po neutralnym starcie WIG20 osuwał się, tracąc po kilku godzinach ponad 1 proc., wzbudzając wyraźne zaniepokojenie i obawy o perspektywy rozwoju sytuacji na rynku. Sporą przeceną straszyły szczególnie akcje części banków oraz papiery spółek energetycznych. Korektę na rynku miedzi wyraźnie odczuwały walory KGHM. Z czasem szczęśliwie układ sił zaczął się poprawiać, głównie pod wpływem dobrych nastrojów w otoczeniu. Ostatecznie indeks blue chips wybronił się przed spadkiem, ale nie najlepsze wrażenie pozostało. Z intensywnie promowaną w mediach informacją o tym, że PKO BP stał się spółką o największej wartości rynkowej naszego parkietu, po prawie 60-proc. zwyżce notowań w ubiegłym roku, wyraźnie kontrastował sięgający chwilami 3,4 proc. spadek kursu, skorygowany na koniec środowej sesji do 2 proc. Przekraczającą 3,5 proc. zniżkę udało się do niespełna 1 proc. zredukować w przypadku akcji PGE.

Sporo przypadkowości, wynikającej najwyraźniej z niewielkiej aktywności handlujących, można było obserwować w segmencie średnich firm, czego dowodem były sięgające niemal 60 punktów wahania wartości mWIG40, zakończone zwyżką o 0,5 proc., czyli w połowie sesyjnej rozpiętości. Chwile słabości przeżywał także sWIG80, któremu jednak również udało się przedłużyć zwyżkową tendencję. I w tym przypadku obroty były mniej niż skromne.

W czwartek handel na warszawskim parkiecie nabrał rumieńców. WIG20 zyskiwał nawet 2,6 proc. i zbliżył się do rekordowego poziomu w tym cyklu hossy z października 2017 r. Silne były m.in. PZU, banki oraz spółki surowcowe.

Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?
Parkiet PLUS
Jak kryptobiznes wygrał wybory prezydenckie w USA
Parkiet PLUS
Impuls inwestycji wygasł, ale w 2025 r. znów się pojawi
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Szalona struktura polskiego wzrostu
Parkiet PLUS
Warszawska giełda chce być piękniejsza i bogatsza