Shauna White'a przedstawiać nikomu nie trzeba. To postać kultowa, sportowiec traktowany w USA na równi z futbolistą amerykańskim Tomem Bradym czy pływakiem Michaelem Phelpsem. Gra na gitarze w kapeli rockowej, występuje w filmach, ma własną grę komputerową i aplikację na smartfony. Spotyka się z piosenkarką Sarą Barthel, jego majątek wyceniany jest na 40 mln dolarów i plasuje się w setce najlepiej zarabiających sportowców magazynu „Forbes". Tytuł najbogatszego olimpijczyka startującego w Pjongczangu zawdzięcza głównie kontraktom reklamowym. Tylko Red Bull, z którym zakończył współpracę kilka lat temu, płacił mu rocznie 3 mln dolarów.
62 szwy
W październiku podczas treningu w Nowej Zelandii White doznał poważnego wypadku, po którym założono mu na twarzy aż 62 szwy, ale do Korei jechał poobijany także życiowo. Przed dwoma laty perkusistka jego zespołu oskarżyła go o molestowanie seksualne. Do procesu nie doszło, zawarto ugodę, ale niesmak pozostał. Podobnie jak po olimpijskiej porażce w Soczi.
White miał wywalczyć w Rosji trzecie z rzędu złoto w halfpipie, niespodziewanie wrócił bez medalu. W wywiadach przyznawał, że to czwarte miejsce go prześladowało. – Ludzie pytają, kiedy mi przejdzie, ale to jest jak blizna po upadku na rowerze. Zostaje z tobą na zawsze. Jednak taka lekcja była mi potrzebna – uważa Amerykanin.
By lepiej przygotować się do występu w Pjongczangu i odzyskać utracony tytuł, odpuścił styczniowe X Games w Aspen – dla wielu snowboardzistów zawody ważniejsze niż igrzyska. Wygrał i przeszedł do historii – trzech złotych medali w jeździe na desce nikt wcześniej nie zdobył.
White jest po trzydziestce, ale nie ma dość, być może już za dwa lata zadebiutuje w igrzyskach letnich. W Tokio do programu włączono skateboarding, a „Latający Pomidor" (jak został nazwany kiedyś ze względu na swoją bujną, rudą czuprynę) jazdy na deskorolce uczył się u legendarnego Tony'ego Hawka.