Amerykańska Rezerwa Federalna po raz siódmy w ostatnich latach podniosła stopy procentowe (do przedziału 1,75–2,0 proc.). Bez wątpienia zatem cykl podwyżek staje się coraz bardziej zaawansowany, a historia uczy, że poprzednie bessy na giełdach i globalne recesje miały miejsce właśnie po długotrwałych seriach podwyżek. Czas więc odświeżyć nasze rozważania na temat tego, w jakim punkcie owego monetarnego cyklu jesteśmy. Już na początku dobra wiadomość – żadna z dostrzeżonych przez nas historycznych reguł związanych z polityką pieniężną w USA nie sugeruje, by bessa (i pojawiająca się modelowo w jej trakcie recesja) czyhała już gdzieś za przysłowiowym rogiem.
Czego spodziewać się po Fedzie?
Zacznijmy od najprostszej możliwej reguły. Już na bardzo elementarnym poziomie obserwacja historycznych zmian stóp prowadzi do konkluzji, że dwie ostatnie wielkie bessy na Wall Street (i nie tylko) rozpoczynały się nie w trakcie trwania cyklu podwyżek, lecz... dopiero po jego zakończeniu. A w jednym z tych przypadków (rok 2007) bessa wystartowała już po rozpoczęciu... obniżek kosztów pieniądza w USA.
Nasza teoria na ten temat jest równie prosta. Fed podnosił stopy tylko wtedy, gdy czuł się komfortowo, jeśli chodzi o bliską przyszłość gospodarki. A kiedy zaczynał się poważnie o nią martwić, stopy przestawały rosnąć (a nawet bywały już obniżane), ale wtedy dla giełd było już za późno – spirala spowolnienia/recesji zaczynała się na dobre rozkręcać i ciężko ją było zatrzymać, szczególnie jeśli towarzyszyły temu głębokie zjawiska strukturalne (np. kryzys na rynku pożyczek hipotecznych w 2007 r.).