Na rynkach finansowych wyraźnie odczuwalny był oddech ulgi po spotkaniu Jeana-Claude'a Junckera z Donaldem Trumpem. Obie strony, czyli Stany Zjednoczone i Unia Europejska, mogą ogłosić sukces. Jeśli jego skalę mierzyć przez pryzmat giełdowych notowań, więcej powodów do zadowolenia było na naszym kontynencie. W czwartek DAX zyskał 1,8 proc., symbolicznie przekraczając barierę 12 800 punktów, powrócił do poziomu z połowy czerwca, niwelując niemal w całości skutki czerwcowej spadkowej korekty. Tracące jeszcze w środę z niepokoju po ponad 2 proc. akcje BMW, Daimlera i Volkswagena, w czwartek szły w górę po 3–4 proc., choć o cłach na auta akurat mowy nie było. Złośliwie można powiedzieć, że z konkretów uzgodniono tylko zwiększone przez UE zakupy soi i skroplonego gazu oraz wstrzymanie się przez USA z wprowadzaniem nowych taryf na czas negocjacji. Bardziej ogólne deklaracje były jednak daleko idące, dotyczyły bowiem zapowiedzi rozpoczęcia prac nad zniesieniem barier w handlu międzynarodowym oraz zreformowaniem Światowej Organizacji Handlu. Szumnych haseł ze strony amerykańskiego prezydenta było sporo, ale ile z tego zostanie po negocjacjach, trudno przewidzieć. W każdym razie groźba europejsko-amerykańskiej wojny handlowej została zażegnana, więc jest się z czego cieszyć.
Radość nie była jednak powszechna. Wspomniane porozumienie stawia bowiem w gorszej pozycji Chiny, stąd też za zrozumiałe można uznać spadki indeksów na giełdzie w Szanghaju, niezbyt zresztą duże. W zróżnicowanych nastrojach przebiegał handel na nowojorskim parkiecie. Dow Jones w czwartek rósł o 0,4 proc., zaś S&P500 stracił 0,3 proc. W przypadku obu indeksów wzrostowa tendencja nie wydaje się zagrożona. Znacznie większy problem ma Nasdaq, który po serii rekordów nadział się na kontrę spowodowaną głównie potężnym, sięgającym 19 proc. tąpnięciem akcji Facebooka. Jak widać, rynek nie ma litości nawet dla największych tuzów. Pytanie, czy casus tej spółki okaże się incydentem, czy też doprowadzi do pogorszenia się nastrojów w szerszym wymiarze.
WIG20 łapie wiatr w żagle
Wynosząca w skali pierwszych czterech sesji minionego tygodnia 5,6 proc. zwyżka indeksu naszych największych spółek to wynik, którego nie spodziewali się chyba najbardziej niepoprawni optymiści. Poprzednio z tak dużym tygodniowym skokiem indeksu mieliśmy do czynienia w grudniu 2016 r. Wówczas z takim przytupem WIG20 rozpoczynał fenomenalny rajd, w wyniku którego WIG20 do końca stycznia 2018 r. wzrósł o 54 proc. Szanse na to, że podobnie będzie i tym razem, są raczej niewielkie, ale każdy przejaw siły naszego rynku cieszy, stanowiąc dowód, że nie jest jeszcze z nim tak źle, jak się często słyszy. Pocieszające jest również to, że wzrost z ostatnich dni odbywał się przy nieznacznie, ale jednak zwiększonej, aktywności inwestorów. Z faktem, że jej źródłem jest głównie kapitał zagraniczny, powinniśmy być już dawno pogodzeni. Wszystko wskazuje na to, że i ten letni rajd zawdzięczamy poprawie nastawienia globalnych inwestorów do rynków wschodzących. Pewnym ostrzeżeniem przed nadmiernym optymizmem i zwiastunem możliwej korekty jest fakt, że czwartkowa, prawie 2-proc. zwyżka WIG20 zupełnie nie korespondowała z ponad 1-proc. spadkiem MSCI Emerging Markets. Korekta pewnie i naszemu indeksowi się należy, szczególnie że od dołka z końca czerwca zyskał on już ponad 200 punktów, czyli prawie 10 proc. W tym czasie MSCI EM poszedł w górę o nieco ponad 6 proc. Obecna fala wzrostowa wskaźnika naszych największych spółek jest porównywalna z tą, z którą mieliśmy do czynienia od grudnia ubiegłego roku do końca stycznia 2018 r.
Warto też zwrócić uwagę, że poprawa nastrojów przeniosła się także do sektora małych i średnich spółek, choć w znacznie mniejszej skali. mWIG40 w trakcie czterech sesji wzrósł o 2,5 proc., a sWIG80 o 1,7 proc. W przypadku średniaków zwyżka odbywała się przy nieco mniejszych obrotach, zaś dla małych firm wolumen wyraźnie się zwiększył. O „małym" przełomie można mówić jednak w przypadku mWIG40, który czwartkową sesję kończył na poziomie powyżej 4300 punktów, a więc nieco wyższym, niż wynosił „szczyt" z 20 czerwca. Od dołka z początku lipca indeks średnich spółek zdołał pójść w górę o zaledwie 3,5 proc. Żadnych istotnych sygnałów nie zdołał wygenerować sWIG80, ale powstrzymanie tendencji spadkowej jest już w tym przypadku pewnym sukcesem.
Spośród blue chips korzystnie wyróżniały się walory rafineryjnego duetu. W drugiej połowie lipca akcje PKN Orlen zyskały prawie 21 proc., docierając do poziomu najwyższego od lutego. Zwyżka jest efektem wyraźniej poprawy wyników finansowych w drugim kwartale oraz informacjami o braku zainteresowania spółki udziałem w budowie elektrowni atomowej. Papiery Lotosu idą w górę już od drugiej połowy czerwca, zyskując w tym czasie 24 proc., a środa i czwartek pokazały jak duży jest potencjał zwyżki. Walory dotarły w okolice szczytu z października ubiegłego roku przy wyraźnie zwiększonych obrotach. Bodźcem do ponad 10 proc. zwyżki w ciągu dwóch ostatnich sesji była publikacja wstępnych wyników firmy za drugi kwartał. Po niedawnym osiągnięciu poziomu najniższego od grudnia 2016 r. przyszedł czas na mocniejsze odreagowanie papierów CCC, które w trakcie pięciu sesji (do czwartku włącznie) poszły w górę o ponad 16 proc. Warto zwrócić uwagę, że skok ten nastąpił bez wyraźnego impulsu cenotwórczego, co może sugerować zmianę nastawienia inwestorów do tej mocno przecenionej spółki. Podobna zmian nastawienia miała też miejsce w przypadku Orange, mimo że ze spółki napłynęły niejednoznaczne informacje. Lepsze, niż się spodziewano wyniki za drugi kwartał działały oczywiście na korzyść, ale ostateczna decyzja dotycząca sięgającej ponad 150 mln euro kary, nałożonej na operatora przez Komisję Europejską, nie mogła inwestorów ucieszyć. Mimo to walory w ciągu pięciu sesji zyskały 14,5 proc. Nieźle radziły sobie w ostatnich dniach akcje części dużych banków, w tym szczególnie PKO BP, Alior i BZ WBK. Przy wyraźnie zwiększonych obrotach mocno w górę poszły papiery PZU, które w czwartek zyskały 5 proc.