Daniel Sichel: Czwarta rewolucja przemysłowa jeszcze wyda owoce

Postęp technologiczny przekłada się na produktywność ze sporym, idącym w dekady opóźnieniem – wskazuje Daniel Sichel, profesor ekonomii w Wellesley College, w rozmowie z Grzegorzem Siemionczykiem.

Publikacja: 21.11.2018 14:45

Daniel Sichel

Daniel Sichel

Foto: Archiwum

Nasza gospodarka rozwija się najszybciej od dekady, stopa bezrobocia jest rekordowo niska, a mimo to inflacja pozostaje niska. A Polska nie jest wyjątkiem, w wielu innych krajach także widać ten nietypowy splot okoliczności. Dlaczego tak się dzieje?

Rozmawiamy przy okazji konferencji pod tytułem „Tajemnica niskiego wzrostu produktywności w Europie" (zorganizował ją pod koniec października w Warszawie NBP – red.). Na temat tajemniczo niskiej inflacji można by zorganizować podobną konferencję. Dostrzegam kilka możliwych rozwiązań tej zagadki. Po pierwsze, może to być efekt tego, że banki centralne w ostatnich dwóch dekadach z sukcesem obniżały inflację i zakotwiczały oczekiwania inflacyjne. Solidnie zakotwiczone oczekiwania mogą zmieniać zależności między inflacją a tempem wzrostu gospodarczego. Po drugie, rozwój e-handlu zwiększył przejrzystość cen. Konsumenci mogą z łatwością je porównywać, co utrudnia niektórym firmom ich podwyższanie. Po trzecie, nietypowa jest sytuacja na rynku pracy. W wielu krajach wzrost płac jest zaskakująco niski w zestawieniu z poziomem bezrobocia i zatrudnienia. Firmy – zamiast podwyższać płace – oferują swoim pracownikom inne formy poprawy warunków pracy. Zakładam jednak, że w tych gospodarkach, w których wysokie tempo rozwoju będzie się utrzymywało, inflacja w końcu przyspieszy.

W Polsce część ekonomistów wiąże zaskakująco niską inflację z problemami z pomiarem produktywności. Skoro firmy, które teoretycznie w pełni wykorzystują moce produkcyjne i zmagają się z rosnącymi kosztami, np. pracy, przez dłuższy czas nie podwyższają cen, to wydaje się, że ich produktywność jest większa, niż sugerują dostępne dane.

Ja nie widzę związku między problemami z pomiarem produktywności a zagadką niskiej inflacji. Oczywiście, produktywność może się wymykać pomiarom, ale to nie jest nic nowego. Decyzje płacowe i cenowe firm w przeszłości często zapadały w środowisku, w którym wzrost gospodarczy był szybszy, niż pokazywały oficjalne dane, i być może dzisiaj też tak jest. Ale o ile skala błędów pomiarowych się nie zmieniła – a nie widzę powodów, aby zakładać, że się zmieniła – to trudno upatrywać w nich wyjaśnienia zagadkowych zjawisk w gospodarce.

Nie ma takiej możliwości, żeby produktywność była źle mierzona, a tempo wzrostu gospodarczego już nie? Gdybyśmy niedoceniali tempa wzrostu produktywności, to automatycznie niedocenialibyśmy tempa wzrostu gospodarczego?

Produktywność zwykle definiuje się jako PKB na pracownika albo PKB na godzinę pracy. W takim ujęciu błąd pomiaru produktywności jest zwykle tożsamy z błędem pomiaru PKB. Teoretycznie, błąd może jeszcze tkwić w pomiarze czasu pracy albo liczby pracujących. W tym kontekście żartuje się niekiedy, że upowszechnienie się komputerów i smartfonów sprawiło, że ludzie wykonujący prace biurowe pracują nieustannie. Ale to zagadnienie było przedmiotem badań i nie znaleziono dowodów na to, że czas pracy jest źle mierzony. Czyli jeśli produktywność rośnie szybciej, niż nam się wydaje, to prawdopodobnie oznacza to, że szybciej rośnie też PKB. A w tym świetle niska inflacja byłaby jeszcze bardziej zagadkowa.

Hipoteza, że nie potrafimy zmierzyć wzrostu produktywności, jest kusząca. Jak bowiem inaczej wyjaśnić to, że pomimo widocznego gołym okiem postępu technologicznego – nazywanego nawet czwartą rewolucją przemysłową – wzrost produktywności w wielu gospodarkach hamuje od kilkunastu lat?

To jest właśnie sedno tej zagadki. Moim zdaniem nieprecyzyjne dane nie stanowią jej wyjaśnienia. To wyjaśnienie jest wielowątkowe, ale najważniejszy jest moim zdaniem ten, że postęp technologiczny przekłada się na produktywność ze sporym, idącym w dekady opóźnieniem. Czy to w Polsce, czy w USA, czy w innych dużych gospodarkach, potrzeba nagromadzenia innowacji, zmian technologicznych, żeby stały się one widoczne na poziomie makroekonomicznym. Świetnym przykładem z historii jest elektryczność. Podstawy elektrotechniki zostały opracowane w XIX w. W ostatnich dekadach tamtego wieku zaczęto tworzyć sieci elektryczne. Ale od tego momentu minęło około 25 lat, zanim wzrost produktywności przyspieszył. Kolejna rewolucja związana z komputerami też wpłynęła na gospodarkę z dużym opóźnieniem. W latach 80. XX w. Robert Solow powiedział, że komputery widać już wszędzie, z wyjątkiem statystyki produktywności. Krótko mówiąc, ludzie widzą zmiany technologiczne, wiedzą, że są świadkami czegoś ważnego, ale dyfuzja tych technologii zajmuje czas. Tysiące firm muszą przyswoić innowacje, nauczyć się z nich korzystać, zatrudnić odpowiednich ludzi. A wszystko to wymaga stworzenia nowych ram prawnych, aby chronić prawa własności intelektualnej.

Czyli popularna recepta na przyspieszenie rozwoju – zwiększenie wydatków na badania i rozwój, zachęty dla innowatorów, wspieranie startupów – jest trafiona?

Tak uważam. Te wydatki się zwrócą, ale dopiero z czasem. Oczywiście, nie wszystkie innowacje będą wartościowe, wiele startupów, z którymi wiąże się dziś duże nadzieje, upadnie. Ale niektóre osiągną sukces, a to wystarczy, aby doszło do ożywienia w dziedzinie produktywności.

Nowe technologie mają to do siebie, że tworzą rynki typu „zwycięzca bierze wszystko". Ekonomiści coraz częściej mówią o rosnącej koncentracji w niektórych obszarach gospodarki, a nawet o powstawaniu nowych monopoli. Czy to nie pokrzyżuje optymistycznego scenariusza, który pan kreśli? Czy można oczekiwać przyspieszenia wzrostu produktywności w warunkach malejącej konkurencji?

Istnieje wiele czynników, które mogą hamować wzrost produktywności. Niedostatek konkurencji może być jednym z nich. Wskaźniki koncentracji na niektórych rynkach faktycznie idą w górę. Inne miary konkurencji także pokazują, że ona słabnie. To może stać się przeszkodą na drodze do jaśniejszej przyszłości. Architekci polityki gospodarczej muszą szukać sposobów na to, aby zachęcać supergwiazdy biznesu do aktywności innowacyjnej. Jeśli takie firmy będą zdobywały udziały w rynku dzięki większej innowacyjności, to pomimo że konkurencja będzie malała, poziom produktywności może rosnąć.

Potrzebujemy jakichś nowych rozwiązań w dziedzinie polityki antymonopolowej? Dostrzega pan jakieś firmy, których pozycję na rynku powinny ograniczyć rządy?

Gdy mówi się o nowych monopolach, często wymienia się Google'a, Amazona i tego typu firmy. Ale koncentracja rośnie na bardziej tradycyjnych rynkach. Problem jest więc poważny i architekci polityki gospodarczej muszą zdawać sobie z tego sprawę. Z drugiej strony, nie jesteśmy jeszcze w punkcie, w którym potrzebne byłyby jakieś zdecydowane działania antymonopolowe.

Ekonomiści zdają sobie sprawę z hamującego wzrostu produktywności, poświęcają temu zjawisku sporo uwagi, czego przejawem jest konferencja, w kuluarach której rozmawiamy. Ale czy to jest też problem społeczny, tzn. czy słabnący wzrost produktywności jest odczuwalny dla statystycznego gospodarstwa domowego?

Moim zdaniem ludzie czują na co dzień, czy gospodarka zmierza w dobrym kierunku, czy nie. Jednym z wymiarów tego poczucia są porównania międzypokoleniowe. Czy moje dzieci i wnuki będą miały wyższy poziom życia niż ja w ich wieku? Ludzie takie pytanie sobie zadają. A spowolnienie wzrostu produktywności oznacza ni mniej, ni więcej tylko to, że standard życia zwiększa się wolniej niż dawniej.

To prowadzi nas do nośnego tematu nierówności ekonomicznych. Wydaje się, że spowolnienie wzrostu produktywności idzie w parze ze wzrostem nierówności dochodowych. Czy z czasem, wraz z dyfuzją innowacji, gdy wzrost produktywności przyspieszy, nierówności zaczną maleć?

To prawda, że nowe technologie mogą przyczyniać się do wzrostu nierówności. Znamy to z przeszłości. Zwykle w okresach upowszechniania się przełomowych technologii było tak, że garstka ludzi, która jako pierwsza nauczyła się z nich korzystać, czerpała z tego ogromne profity, stawała się bajecznie bogata. Ale z czasem te technologie podwyższały wszystkie płace w gospodarce. Uzasadnione jest pytanie, czy tym razem będzie tak samo. Mówi się na przykład, że technologie cyfrowe są innej natury niż dawne innowacje, i że zamiast zwiększać naszą wydajność w pracy, po prostu nam tę prace odbiorą. Nie wierzę w to. Technologia zmieni naszą pracę, ale jej nas nie pozbawi. Istotne jest to, na czym te zmiany będą polegały. Nie można wykluczyć, że automatyzacji wolniej będą podlegały te zawody, w których płace są tradycyjnie niskie. W takiej sytuacji postęp technologiczny będzie zwiększał nierówności, nawet gdy wzrost produktywności przyspieszy.

Które z technologii, których rozwój dziś obserwujemy, okażą się przełomowe, zwiększą wzrost produktywności?

Niezwykle trudno jest to przewidzieć. Ja wskazałbym na sztuczną inteligencję, robotykę i druk 3D. To mogą być przełomowe technologie. Przyznaję jednak, że koncentruję się tylko na szeroko pojętej technologii informacyjnej, w której w miarę dobrze się orientuję. Jestem przekonany, że równie istotne innowacje mamy dziś w medycynie, w energetyce, w dziedzinie materiałów itp.

Czy nie jest tak, że istnieją jakieś twarde granice rozwoju gospodarczego i w efekcie wzrostu produktywności, związane np. ze środowiskiem, ograniczonymi zasobami naturalnymi? Metaforycznie rzecz ujmując, drzewa nie rosną w nieskończoność, dlaczego mielibyśmy oczekiwać, że z gospodarką będzie inaczej?

Oczywiście, że zasób surowców czy też wpływ ludzkiej aktywności na klimat mogą wyznaczać granice rozwoju gospodarczego. Wierzę jednak, że uda się je pokonać, że rozwój gospodarczy może być jednocześnie szybki i zrównoważony. Obawy, że wzrost gospodarczy ustanie, powracają raz na jakiś czas już od dawna, co najmniej od czasów Malthusa. Ale postęp technologiczny sprawia, że uzyskujemy coraz więcej z coraz mniejszej ilości zasobów.

CV

Daniel Sichel od 2012 r. jest profesorem ekonomii w Wellesley College, prywatnej uczelni dla kobiet w stanie Massachusetts w USA. Wcześniej przez ponad dwie dekady był ekonomistą w Rezerwie Federalnej, Departamencie Skarbu USA oraz waszyngtońskim think tanku Brookings Institution.

Parkiet PLUS
Obligacje w 2025 r. Plusy i minusy możliwych obniżek stóp procentowych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Zyski zamienione w straty. Co poszło nie tak
Parkiet PLUS
Prezes Ireneusz Fąfara: To nie koniec radykalnych ruchów w Orlenie
Parkiet PLUS
Powyborcze roszady na giełdach
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Unijne regulacje wymuszą istotne zmiany na rynku biopaliw
Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie