Gosia Rdest, bo tak woli być nazywana, znalazła się w elitarnym gronie 18 zawodniczek z 13 krajów, które wezmą udział w W Series – sześciu rundach towarzyszących wyścigom DTM, jednym z najważniejszych i cieszących się największą popularnością w Europie.
Zainteresowanie było ogromne. Na testy zaproszono 60 dziewczyn. Do ostatniego etapu przeszło 28 z nich, w tym druga z Polek Natalia Kowalska. Pod koniec marca podczas czterech dni jazd w Almerii pokonały ponad 3 tys. okrążeń. Jak przyznają sami sędziowie, selekcja była trudniejsza, niż mogli sobie wyobrazić.
Naturalna szybkość
– Nie spodziewaliśmy się, że stawka będzie tak wyrównana. Tempo, w jakim panie uczyły się nowych rzeczy, było imponujące. Część z nich ma małe doświadczenie w samochodach wyścigowych, ale było widać, że mają naturalną szybkość – mówi David Coulthard.
Były kierowca Formuły 1, wicemistrz z 2001 roku, przekonuje, że przedsięwzięcie to jest pierwszym krokiem do otwarcia paniom drzwi do świata motorsportu, zwłaszcza zdominowanej przez mężczyzn F1. Od ostatniego startu kobiety w wyścigu tej najbardziej prestiżowej serii minęło już ponad 40 lat. Włoszka Lella Lombardi jako jedyna punktowała w mistrzostwach świata – za szóste miejsce w Grand Prix Hiszpanii 1975 zdobyła pół punktu (wyścig skrócono z powodu wypadku). Następczyni się nie doczekała, choć tylko w ostatnim czasie w jej ślady próbowały pójść Hiszpanka Maria de Villota, Brytyjka Susie Wolff, a obecnie stara się o to Kolumbijka Tatiana Calderon.
Adrian Newey – genialny inżynier projektujący bolidy F1, pracujący dziś dla zespołu Red Bull – twierdzi, że nieobecność pań nie wynika z braku umiejętności, ale z braku otrzymanej szansy. Coulthard podziela jego zdanie. – Bardzo mocno wierzymy w to, że kobieta i mężczyzna mogą rywalizować na torze na równych zasadach. Obecnie szczytem możliwości dla pań jest GP3 czy F3, gdyż nie mają funduszy, by iść dalej. Pomożemy im przebić szklany sufit – zapowiada Coulthard.