Wybory często przyciągają najróżniejszych ekscentryków, którzy chcą w nich zabłysnąć. Zwracają oni na siebie uwagę prześmiewczymi obietnicami. I tak np. od lat 80. ubiegłego wieku w wielu wyborach stanowych i narodowych w USA startował kandydat posługujący się nazwiskiem Vermin Supreme (Najwyższy Szkodnik). Nosił na głowie czapkę krasnala (a w zasadzie czarny kalosz udający czapkę krasnala) i miał długą, białą brodę. Obiecywał m.in., że da kucyka każdemu Amerykaninowi i rozwiąże problemy służby zdrowia, dając każdemu choremu bilet do Kanady. W 1988 r. wystartował w amerykańskich wyborach prezydenckich Alan Caruba, kandydat Nudnej Partii. Obiecywał, że będzie robił najmniej, jak to tylko możliwe. Zapowiedział również, że nominuje na sekretarza pracy hostessę z „Koła fortuny", gdyż „jest ona jedyną osobą, która wynegocjowała kontrakt na milion dolarów w zamian za przewracanie 10 liter na planszy". W 1960 r. w wyścigu prezydenckim w USA wystartował Gabriel Green, założyciel Połączonych Klubów Latających Spodków Ameryki. Obiecywał nawiązanie kontaktu z kosmitami, a także eliminację pieniędzy poprzez... rozdanie wszystkim kart kredytowych. Na kilka miesięcy przed wyborami wycofał jednak kandydaturę, gdyż „zbyt mało Amerykanów rozmawiało z kosmitami lub widziało latający spodek, by na niego głosować". W wyborach poparł Johna F. Kennedy'ego. W latach 30. i 40. we francuskich wyborach prezydenckich próbował swoich sił paryski dziennikarz Ferdinand Lop. Obiecywał „eliminację ubóstwa, ale tylko po godzinie 22.00", „przeniesienie Paryża na prowincję, by jego mieszkańcy mogli cieszyć się świeżym powietrzem", wypłatę zasiłków wdowie po Nieznanym Żołnierzu oraz nacjonalizację domów publicznych umożliwiającą obniżkę podatków.

Również w polskich wyborach można natknąć się na wielu niecodziennych kandydatów. Najbardziej znanym przykładem stał się Krzysztof Kononowicz, kandydat na prezydenta Białegostoku w 2006 r., obiecujący, że „nie będzie niczego". Stał się on bohaterem internetu. HK