Czy amerykańscy Murzyni powinni dostać odszkodowania za niewolnictwo? Dyskusja na ten temat mocno przyspieszyła w ostatnich tygodniach, wraz z zamieszkami rasowymi w USA i Europie Zachodniej. O ile dotychczas hasło reparacji za dawne zniewolenie było domeną głównie czarnych radykałów, to obecnie sięgają po nie również osoby z mainstreamu. – Odszkodowania to normalny czynnik w społeczeństwach kapitalistycznych, gdy byliście pozbawieni pewnych praw. Jeśli te pieniądze trafią do kieszeni ludzi, jak czeki z pakietu stymulacyjnego, to wrócą one do gospodarki w postaci konsumpcji. Będzie więcej biznesów należących do czarnych – stwierdził Robert Johnson, założyciel Black Entertainment Television i zarazem pierwszy w historii Afroamerykanin na liście miliarderów „Forbesa". Jego zdaniem te reparacje powinny sięgnąć aż 14 bln USD, czyli dwóch trzecich PKB USA.
Problem ewentualnych reparacji dotyka nie tylko Stanów Zjednoczonych. – Brytyjskie instytucje finansowe, które czerpały korzyści z niewolnictwa, nie powinny zatrzymać się na powiedzeniu „przepraszam". Powinny zapewnić reparacje, finansując rozwój Karaibów – uważa Hilary Beckles, przewodniczący CARICOM, czyli komisji reprezentującej dziesięć państw karaibskich, domagającej się odszkodowań od dawnych metropolii kolonialnych. Część z londyńskich instytucji finansowych (RBS, Lloyds) zdecydowała się już, że wypłaci „reparacje" w formie hojnych datków na organizacje reprezentujące czarną mniejszość. (Pytanie, na ile te datki rzeczywiście pomogą tej mniejszości i jaka część z tych pieniędzy pójdzie na nowe samochody i domy prezesów tych organizacji). Można to odebrać jako formę uspokojenia radykałów, którzy mogliby organizować zamieszki pod siedzibami tych instytucji. Wszak w ostatnich tygodniach obiektami furii radykalnych zadymiarzy w USA i Wielkiej Brytanii stały się pomniki „rasistów", takich jak Winston Churchill, Mahatma Gandhi czy Miguel Cervantes. Antyrasistowscy „talibowie" obalali nawet pomniki ludzi, którzy czynnie walczyli przeciwko niewolnictwu – jak np. gen. Ulysses Grant.
Za rasistowskie może być obecnie uznane dosłownie wszystko. Losy popularnych w USA marek spożywczych, takich jak ryż Uncle Ben's i naleśniki Aunt Jemima, wydają się więc być policzone. Tak się bowiem złożyło, że w czasach, kiedy USA miały autentyczny problem z rasizmem, w logo tych produktów umieszczono wizerunki Afroamerykanów. „Wujkiem Benem" był znany czarnoskóry kucharz z Chicago Frank Brown, a „Ciotką Jemimą" murzyńska aktywistka, była niewolnica Nancy Green, a później Ann Short Harrington, kucharka z lat 30. – Jak mogę się czuć jako czarny, gdy opowiadam o historii mojej rodziny i ktoś chce ją wymazać? – stwierdził Larnell Evans, prawnuk Harrington. O ile marki Uncle Ben's i Aunt Jemima zostały uznane za rasistowskie, bo mają w swoich logo Afroamerykanów, to jedna z marek płatków Kellogg's również ma propagować rasizm, bo nie ma na opakowaniu wizerunku żadnego Murzyna.
Komu wypłacać?
Kwestia wypłaty reparacji za niewolnictwo nie jest niczym nowym. Bezpośrednio po zakończeniu wojny secesyjnej gen. William Sherman, jeden z dowódców, który pokonał Konfederację, proponował, by rozparcelować wielkie plantacje na Południu pomiędzy byłych niewolników, dając każdemu 40 akrów ziemi i muła. Demokratyczny prezydent Andrew Johnson odrzucił jednak ten plan. Byli niewolnicy musieli więc zadowolić się samą wolnością.
Niewolnictwo zniesiono w USA dekretem prezydenta Abrahama Lincolna z 1863 r. (ale tylko na terytorium zbuntowanych stanów, w 1865 r. niewolnictwo więc zniesiono w całych USA poprawką do konstytucji, a w 1866 r. zakazano go też na terytoriach indiańskich). W Imperium Brytyjskim stało się to jeszcze wcześniej, bo w 1833 r. W niektórych francuskich koloniach zrobiono to dopiero w pierwszych dekadach XX w. Ale jest faktem, że wszyscy, którym mogły się należeć ewentualne odszkodowania za niewolnictwo, już od dawna nie żyją. Podobnie jak sprawcy ich niedoli. Od niewolnictwa w USA minęło już kilka pokoleń. Jaki więc mogą mieć tytuł do odszkodowań za ten proceder współcześni Afroamerykanie? Oczywiście ich przodków spotkała niesprawiedliwość. Ale też spotykała ona inne społeczności etniczne w USA. Pierwsi niewolnicy w amerykańskich koloniach Anglii mieli białą skórę. Byli irlandzkimi i szkockimi „buntownikami" oraz londyńskimi biedakami skazanymi na pracę przymusową. Traktowano ich równie okropnie, co czarnych niewolników. Czy ich potomkom należą się odszkodowania? A potomkom Indian oraz chińskich imigrantów wyzyskiwanych w XIX w.? Pewien precedens dotyczący odszkodowań za krzywdy popełnione przez rząd USA już jest. Ustawa z 1988 r. przewidywała wypłacenie ich Amerykanom pochodzenia japońskiego internowanym w czasie II wojny światowej. Obejmowała ona jednak tylko tych spośród internowanych, którzy jeszcze żyli (rodziny mogły dostać te pieniądze jedynie jako spadek). 82 tys. z nich dostało łącznie 1,6 mld USD. Część z uprawnionych uważała jednak branie tych pieniędzy za niehonorowe. Demokratyczny senator Daniel Inouye, sam zaliczający się do grona Amerykanów pochodzenia japońskiego (zasłużony weteran II wojny światowej), twierdził, że amerykańskich Japończyków obraża już samo sugerowanie, że chcieliby pieniędzy za swoją krzywdę.