Mocno spóźnieni abolicjoniści

Aktualizacja: 27.06.2020 10:45 Publikacja: 27.06.2020 09:58

W wielu amerykańskich miastach obalono pomniki związane z Konfederacją. Ale czasem niszczono pomniki

W wielu amerykańskich miastach obalono pomniki związane z Konfederacją. Ale czasem niszczono pomniki ludzi, którzy walczyli z niewolnictwem

Foto: AFP

Czy amerykańscy Murzyni powinni dostać odszkodowania za niewolnictwo? Dyskusja na ten temat mocno przyspieszyła w ostatnich tygodniach, wraz z zamieszkami rasowymi w USA i Europie Zachodniej. O ile dotychczas hasło reparacji za dawne zniewolenie było domeną głównie czarnych radykałów, to obecnie sięgają po nie również osoby z mainstreamu. – Odszkodowania to normalny czynnik w społeczeństwach kapitalistycznych, gdy byliście pozbawieni pewnych praw. Jeśli te pieniądze trafią do kieszeni ludzi, jak czeki z pakietu stymulacyjnego, to wrócą one do gospodarki w postaci konsumpcji. Będzie więcej biznesów należących do czarnych – stwierdził Robert Johnson, założyciel Black Entertainment Television i zarazem pierwszy w historii Afroamerykanin na liście miliarderów „Forbesa". Jego zdaniem te reparacje powinny sięgnąć aż 14 bln USD, czyli dwóch trzecich PKB USA.

Problem ewentualnych reparacji dotyka nie tylko Stanów Zjednoczonych. – Brytyjskie instytucje finansowe, które czerpały korzyści z niewolnictwa, nie powinny zatrzymać się na powiedzeniu „przepraszam". Powinny zapewnić reparacje, finansując rozwój Karaibów – uważa Hilary Beckles, przewodniczący CARICOM, czyli komisji reprezentującej dziesięć państw karaibskich, domagającej się odszkodowań od dawnych metropolii kolonialnych. Część z londyńskich instytucji finansowych (RBS, Lloyds) zdecydowała się już, że wypłaci „reparacje" w formie hojnych datków na organizacje reprezentujące czarną mniejszość. (Pytanie, na ile te datki rzeczywiście pomogą tej mniejszości i jaka część z tych pieniędzy pójdzie na nowe samochody i domy prezesów tych organizacji). Można to odebrać jako formę uspokojenia radykałów, którzy mogliby organizować zamieszki pod siedzibami tych instytucji. Wszak w ostatnich tygodniach obiektami furii radykalnych zadymiarzy w USA i Wielkiej Brytanii stały się pomniki „rasistów", takich jak Winston Churchill, Mahatma Gandhi czy Miguel Cervantes. Antyrasistowscy „talibowie" obalali nawet pomniki ludzi, którzy czynnie walczyli przeciwko niewolnictwu – jak np. gen. Ulysses Grant.

Za rasistowskie może być obecnie uznane dosłownie wszystko. Losy popularnych w USA marek spożywczych, takich jak ryż Uncle Ben's i naleśniki Aunt Jemima, wydają się więc być policzone. Tak się bowiem złożyło, że w czasach, kiedy USA miały autentyczny problem z rasizmem, w logo tych produktów umieszczono wizerunki Afroamerykanów. „Wujkiem Benem" był znany czarnoskóry kucharz z Chicago Frank Brown, a „Ciotką Jemimą" murzyńska aktywistka, była niewolnica Nancy Green, a później Ann Short Harrington, kucharka z lat 30. – Jak mogę się czuć jako czarny, gdy opowiadam o historii mojej rodziny i ktoś chce ją wymazać? – stwierdził Larnell Evans, prawnuk Harrington. O ile marki Uncle Ben's i Aunt Jemima zostały uznane za rasistowskie, bo mają w swoich logo Afroamerykanów, to jedna z marek płatków Kellogg's również ma propagować rasizm, bo nie ma na opakowaniu wizerunku żadnego Murzyna.

Komu wypłacać?

Kwestia wypłaty reparacji za niewolnictwo nie jest niczym nowym. Bezpośrednio po zakończeniu wojny secesyjnej gen. William Sherman, jeden z dowódców, który pokonał Konfederację, proponował, by rozparcelować wielkie plantacje na Południu pomiędzy byłych niewolników, dając każdemu 40 akrów ziemi i muła. Demokratyczny prezydent Andrew Johnson odrzucił jednak ten plan. Byli niewolnicy musieli więc zadowolić się samą wolnością.

Niewolnictwo zniesiono w USA dekretem prezydenta Abrahama Lincolna z 1863 r. (ale tylko na terytorium zbuntowanych stanów, w 1865 r. niewolnictwo więc zniesiono w całych USA poprawką do konstytucji, a w 1866 r. zakazano go też na terytoriach indiańskich). W Imperium Brytyjskim stało się to jeszcze wcześniej, bo w 1833 r. W niektórych francuskich koloniach zrobiono to dopiero w pierwszych dekadach XX w. Ale jest faktem, że wszyscy, którym mogły się należeć ewentualne odszkodowania za niewolnictwo, już od dawna nie żyją. Podobnie jak sprawcy ich niedoli. Od niewolnictwa w USA minęło już kilka pokoleń. Jaki więc mogą mieć tytuł do odszkodowań za ten proceder współcześni Afroamerykanie? Oczywiście ich przodków spotkała niesprawiedliwość. Ale też spotykała ona inne społeczności etniczne w USA. Pierwsi niewolnicy w amerykańskich koloniach Anglii mieli białą skórę. Byli irlandzkimi i szkockimi „buntownikami" oraz londyńskimi biedakami skazanymi na pracę przymusową. Traktowano ich równie okropnie, co czarnych niewolników. Czy ich potomkom należą się odszkodowania? A potomkom Indian oraz chińskich imigrantów wyzyskiwanych w XIX w.? Pewien precedens dotyczący odszkodowań za krzywdy popełnione przez rząd USA już jest. Ustawa z 1988 r. przewidywała wypłacenie ich Amerykanom pochodzenia japońskiego internowanym w czasie II wojny światowej. Obejmowała ona jednak tylko tych spośród internowanych, którzy jeszcze żyli (rodziny mogły dostać te pieniądze jedynie jako spadek). 82 tys. z nich dostało łącznie 1,6 mld USD. Część z uprawnionych uważała jednak branie tych pieniędzy za niehonorowe. Demokratyczny senator Daniel Inouye, sam zaliczający się do grona Amerykanów pochodzenia japońskiego (zasłużony weteran II wojny światowej), twierdził, że amerykańskich Japończyków obraża już samo sugerowanie, że chcieliby pieniędzy za swoją krzywdę.

Zwolennicy wypłacania reparacji za niewolnictwo twierdzą, że czarnoskóra amerykańska społeczność tych pieniędzy potrzebuje, bo jest biedniejsza i gorzej wykształcona niż społeczność biała. W 2018 r. mediana rocznego dochodu w afroamerykańskich gospodarstwach domowych wynosiła 41,4 tys. USD, gdy dla gospodarstw domowych białych 70,6 tys. Ale jeszcze większa przepaść dzieliła pod tym względem czarnych od Azjatów. Mediana rocznego dochodu dla gospodarstw domowych pochodzenia azjatyckiego wynosiła bowiem wówczas 87,2 tys. USD. Część z tych Azjatów to imigranci, a reszta miała przodków, którzy przybywali do USA z biednych krajów (choć trudno w to teraz uwierzyć, ale Chiny, Japonia czy Korea były kilkadziesiąt lat temu biedne), nie znając słowa po angielsku i spotykając się z potężnym rasizmem. A mimo to społeczność azjatycka w USA odniosła o wiele większy sukces niż społeczność afroamerykańska. I żadne reparacje nie były jej do tego potrzebne. Przepaść pomiędzy Azjatami a czarnymi w USA widać w wielu statystykach. O ile w czerwcu 2020 r. (według Federalnego Biura Więziennictwa) czarni stanowili w USA 38 proc. więźniów, stanowiąc 13,4 proc. populacji, o tyle Azjaci stanowili 1,5 proc. więźniów, będąc 5,9 proc. populacji kraju. W testach w systemie egzaminacyjnym SAT Azjaci zdobyli w 2018 r. średnio 1223 pkt, a czarni 946 pkt. Trudno obecnie zwalać gorsze wyniki egzaminacyjne Afroamerykanów na dyskryminację. System edukacji dyskryminuje ich bowiem jedynie pozytywnie, przyznając im punkty za pochodzenie w czasie egzaminów na studia. Mogą dostać nawet 300 pkt „za rasę" na 1600 możliwych i są kuszeni specjalnymi stypendiami. A mimo to liczba studiujących Afroamerykanów przez ostatnie dziesięć lat spadała. Czy to też wina plantatorów sprzed 160 lat i konfederackich generałów?

Afrykańskie wspólnictwo

Inną kwestią pomijaną w dyskusji o reparacjach za niewolnictwo jest to, że wina za ten haniebny proceder nie spada tylko na Amerykanów, Brytyjczyków i innych „uprzywilejowanych białych". Transatlantycki handel niewolnikami nie byłby możliwy, gdyby nie to, że mocno się w niego angażowali afrykańscy władcy. Sprzedaż niewolników napełniała ich prywatne skarbce. Do XVII w. sprzedawali ludzki towar głównie muzułmańskim kupcom z Afryki Północnej. Wzrost popytu na niewolników na Karaibach sprawił jednak, że transsaharyjski handel Murzynami został zmarginalizowany na rzecz transatlantyckiego. „Towar" brano przede wszystkim wśród jeńców pojmanych w trakcie afrykańskich wojen. Zwiększony popyt na niewolników przekładał się na większą aktywność militarną królestw, takich jak Kongo, Oyo (położone na terenie obecnej Nigerii), Dahomej (Benin) i Asante (na terenie obecnej Ghany). Ich władcy podbijali sąsiednie słabsze państwa i niewolili wszystkich, którzy nie zdołali uciec. Gdy brakowało jeńców, sprzedawali własnych poddanych. Instytucję niewolnictwa wskazywano wręcz w XVIII w. jako dowód na... równość ras. André Morellet, francuski ekonomista z XVIII w., pisał, że biali i czarni świetnie dogadują się w przypadku handlu niewolnikami, gdyż jako równe sobie istoty ludzkie kierują się podobnymi impulsami. „Prawdą jest, że w temacie handlu ludzie zachowują się w ten sam sposób, gdyż kierują się tą samą zasadą, czyli interesem" – wskazywał Morellet.

Gdy w pierwszej połowie XIX w. brytyjska marynarka wojenna zaczęła walczyć z handlem niewolnikami, afrykańscy władcy zmodyfikowali system – zamiast sprzedawać niewolników za ocean, przymusowo zatrudniali ich u siebie na plantacjach. Towary z tych plantacji chętnie nabywali europejscy kupcy, a w niektórych krajach system ten przetrwał nawet do lat 20. XX w. Nieoficjalnie niewolnictwo istnieje do dzisiaj nadal na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Ale jakoś wzbudza mało oburzenia...

Parkiet PLUS
Prezes Tauronu: Los starszych elektrowni nieznany. W Tauronie zwolnień nie będzie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Parkiet PLUS
Czy bitcoin ma szansę na duże zwyżki w nadchodzących miesiącach?
Parkiet PLUS
Jak kryptobiznes wygrał wybory prezydenckie w USA
Parkiet PLUS
Impuls inwestycji wygasł, ale w 2025 r. znów się pojawi
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Parkiet PLUS
Szalona struktura polskiego wzrostu
Parkiet PLUS
Warszawska giełda chce być piękniejsza i bogatsza