Indeks Nasdaq zaliczył najmocniejszy spadek od marcowego krachu. U jednych wzbudziło to obawy przed pęknięciem spekulacyjnej bańki, innym dało nadzieję na oczekiwany od miesięcy przepływ kapitału z sektora technologicznego do innych branż. Zmienność, której tylko jedną stronę inwestorzy podziwiali przez ostatnie miesiące, pokazała w końcu swoje drugie, mniej korzystne dla ich portfeli oblicze. I tak już powinno zostać. Zmienność powróciła.
Co zmajstrowali milenialsi
Jak to często bywa, spadki dosięgnęły inwestorów w momencie, gdy zaczęli oni nabierać coraz większej pewności co do kontynuacji trendu wzrostowego (przynajmniej profesjonalni gracze, bo mniejsi, ale doświadczeni, wciąż wyglądają na nieprzekonanych) (wykres 1). W sierpniu zarządzający funduszami na całym świecie uznali wreszcie, że trwające od końca marca zwyżki głównych indeksów nie są jedynie korektą w bessie, ale mogą być uznane za pełnoprawną falę wzrostową w niedokończonej wciąż hossie. Ustanowienie w ostatnich dniach wakacji nowego rekordu przez indeks S&P 500 stało się formalnym potwierdzeniem wizji podzielanej przez coraz liczniejszą rzeszę uczestników rynku.
Jednak tylko przez dwa tygodnie inwestorom dane było cieszyć się z rekordowych poziomów głównego indeksu na Wall Street. Rozpoczęte 3 września spadki zepchnęły S&P 500 poniżej poziomów sprzed pandemii. Co więcej, pojawiły się informacje, zgodnie z którymi cały wakacyjny triumfalny marsz ku szczytom na nowojorskiej giełdzie mógłby się okazać jedynie rezultatem połączenia hazardu z manipulacją. Uzasadniałoby to stagnację na rynkach europejskich (w tym na GPW), z którą mamy do czynienia już od czerwca.
Słynni już rynkowi debiutanci, czyli milenialsi, którzy między innymi za pośrednictwem platformy Robinhood stawiali swoje pierwsze kroki na rynku, kupując przecenione akcje w trakcie oraz po pandemicznym krachu, od trzech miesięcy mają masowo przerzucać się na rynek opcji. Zajmując długą pozycję na opcjach z krótkim terminem wygaśnięcia, w gruncie rzeczy dokonywali zakładu niczym w kasynie – obstawiali kontynuację „dobrego rozdania", czyli zwyżek ich ulubionych walorów na kolejnych sesjach. Wykorzystując możliwości wysokiej dźwigni (przekraczającej nawet 100 do 1), trudno było się oprzeć wizji zwielokrotnienia kapitału w krótkim czasie.