Miały przyciągać klientów wspomnianym oprocentowaniem, a jednocześnie generować jak najniższe koszty odsetek. Jednocześnie ich założenie wiązało się (i nadal wiąże) najczęściej z koniecznością założenia konta osobistego.

Klienci jednak już coraz rzadziej dają się na ten lep łapać. Generalnie, przestają lubić lokaty terminowe. W tej sytuacji można zaobserwować pewne, na razie nieśmiałe, tendencje. Po pierwsze, z danych NBP wynika, że po szczycie w listopadzie ubiegłego roku, kiedy średnie oprocentowanie sięgnęło 1,77 proc., lokaty powyżej miesiąca do trzech miesięcy włącznie w grudniu 2017 r. i styczniu tego roku zaczęły nieco tracić odsetki. Na razie spadek był niewielki: z 1,72 do 1,68 proc. Oznacza to jednak, że wpływ obniżek oprocentowania był większy niż podwyżek.

Po drugie, depozyty powyżej trzech miesięcy do sześciu miesięcy włącznie, które miały swój ubiegłoroczny szczyt w sierpniu, spadały do października, by znów zacząć rosnąć – w styczniu wręcz gwałtownie: średnie ich oprocentowanie skoczyło z 1,65 do 1,94 proc. Trudno po trak krótkim okresie wyciągać daleko idące wnioski, ale być może rozpoczął się sezon na nieco dłuższe depozyty. Depozyty pozostałych okresów nie wykazywały się jakimiś szczególnymi ruchami.

Oprocentowanie lokat powyżej sześciu miesięcy do roku włącznie jest dość stabilne – w ciągu ostatniego roku wahało się w przedziale 1,6–1,65 proc. Pewnym zaskoczeniem może być zatrzymanie krótkiego okresu wzrostu oprocentowania potrzebnych bankom lokat powyżej roku. Po dużym skoku w grudniu – z 1,19 na 1,49 proc. – w styczniu średnie odsetki obniżyły się do 1,41 proc.