Szef działu rynków europejskich w Citi: Polska to jeden z najbardziej obiecujących rynków

Niepewność, w której żyliśmy w ostatnim roku, prawdopodobnie jeszcze wzrośnie w kolejnych latach - mówi "Parkietowi" Fabio Lisanti, szef działu rynków europejskich w Citigroup.

Publikacja: 27.10.2025 06:00

Szef działu rynków europejskich w Citi: Polska to jeden z najbardziej obiecujących rynków

Foto: materiały prasowe

Gdy patrzymy na europejskie indeksy giełdowe, takie jak DAX czy FTSE MIB z Włoch, widzimy, że wiele europejskich giełd miało bardzo dobre trzy pierwsze kwartały roku. Czy myśli pan, że czwarty kwartał też będzie dobry dla europejskich rynków?

Jeżeli chodzi o Stoxx Euro 600, to do końca tego roku spodziewamy się raczej płaskiego wyniku oraz około 5-6 proc. wzrostu do połowy 2026 r. Co do DAX-a i FTSE MIB – nie tworzymy takich prognoz.

Co więc stoi za lepszymi wynikami zachodnioeuropejskich akcji? Czy to tylko efekt końca tzw. „amerykańskiej wyjątkowości”?

Nie. Jeśli spojrzymy na Niemcy – nastąpiła tam ogromna zmiana polityki: wzrost limitu zadłużenia i zgoda na inwestowanie w obronność i infrastrukturę. To będzie napędzać wzrost gospodarczy Niemiec przez kolejną dekadę. Niemcy wykonają pełny zwrot – a jako kraj, który może sobie pozwolić na emisję długu, są w bardzo solidnej sytuacji finansowej. Zawsze byli ostrożni w kwestii relacji długu do PKB, więc mają ogromną przestrzeń fiskalną, z której teraz korzystają. Jeśli chodzi o Włochy – to inna historia. Przeszły one okres zaciskania pasa w poprzednich latach, uporządkowały finanse publiczne i – co kluczowe – mają dziś stabilność polityczną. Od wyborów obecnego rządu sytuacja jest dużo spokojniejsza. Poza tym Włochy bardzo dobrze wykorzystały środki z programu Next Generation EU. Zainwestowały je w sposób, który realnie wspiera gospodarkę. To więc historia o stabilności politycznej, wiarygodności zewnętrznej oraz – po latach oszczędności – o dobrym wykorzystaniu funduszy unijnych. To czyni Włochy pozytywnym przykładem, podobnie jak Hiszpanię.

Jednym z rynków, które nie wyróżniają się szczególnie, jest rynek francuski. Od początku roku wzrósł o jakieś 8 proc. Czy to głównie z powodu niestabilności politycznej?

To przede wszystkim efekt niestabilności politycznej, którą widzieliśmy w tym roku. Poza tym wpływ ma też coś jeszcze. Wiele francuskich banków posiada francuskie obligacje rządowe, których wartość spadła  w wyniku wzrostu rentowności w stosunku do Niemiec. Francuskie banki stanowią ważną część indeksu giełdowego, ich gorsze wyniki również obciążają cały indeks.

A co z Wielką Brytanią? Widzimy tam w tym roku pewną poprawę na rynku akcji w porównaniu z poprzednimi latami, choć rynek obligacji jest słabszy – z powodu problemów fiskalnych i obaw o niestabilność polityczną.

Myślę, że Wielka Brytania w ciągu ostatnich dziesięciu lat przeszła przez ogromną zmienność – zarówno polityczną, jak i na rynkach aktywów. Prognozy Citi mówią, że FTSE 100 na koniec 2025 r. pozostanie bez zmian, a do połowy 2026 r. wzrośnie o 3 proc.

Warto wspomnieć, że jednym z najsilniej rosnących rynków w Europie jest Polska.

Reklama
Reklama

I duża część napływów pieniędzy na polski rynek pochodzi zza granicy. Czy widać zmianę podejścia inwestorów do rynków wschodzących w Europie, takich jak Polska?

To ciekawe, bo wciąż toczy się dyskusja, czy to jeszcze rynki wschodzące, czy już rozwinięte. Ja uważam, że Polska to rynek rozwinięty. Jeśli spojrzymy na jej rolę w Europie – jest kluczowa w kwestiach bezpieczeństwa energetycznego i obronnego. Ma jedno z najwyższych wzrostów PKB w Europie. Kurs walutowy w relacji do euro pozostaje wyjątkowo stabilny od 15 lat. To dojrzały, stabilny rynek, który przyciąga coraz więcej inwestorów, bo jego znaczenie w Europie jest coraz wyraźniejsze.

Tak, ale wielu międzynarodowych analityków wciąż klasyfikuje Polskę, Czechy czy Węgry jako rynki wschodzące.

To się zmienia. Im bardziej poznaje się te rynki, tym lepiej widać, że są one stabilne i dojrzałe. W Polsce mamy silny sektor finansowy, dużą obecność banków europejskich, a dzięki położeniu geograficznemu kraj przyciąga coraz większe zainteresowanie inwestorów i oczekiwany wzrost.

Czyli polski rynek może być jednym z najbardziej obiecujących w Europie?

Zdecydowanie. Inwestorzy przyglądają mu się bardzo uważnie. Polska już w tym roku była jednym z najbardziej obiecujących rynków i prawdopodobnie nadal będzie korzystać z rosnącego popytu inwestycyjnego. Inwestorzy coraz wyraźniej postrzegają Polskę jako kraj wart uwagi.

Na rynkach dzieje się też coś interesującego – światowy wzrost gospodarczy nie jest wcale tak słaby, jak obawiano się na początku wojen handlowych. Widzimy też pewne ożywienie w Europie Zachodniej – na przykład w Niemczech, dzięki nowej polityce fiskalnej. EBC luzuje politykę monetarną, w USA będą kolejne obniżki stóp, a w Japonii – po zmianie rządu – również może dojść do złagodzenia polityki. Czy to oznacza, że mamy najbardziej optymalny scenariusz?

To bardzo ciekawe. Gdyby rok temu zapytał pan inwestorów, gdzie dziś będzie indeks S&P 500, wiedząc, że dolar tak bardzo się osłabi, nikt by nie przewidział obecnego poziomu. To oznacza, że inwestorzy całkowicie zmienili sposób patrzenia na rynek. Widać duże, długofalowe trendy, które się utrwaliły, ale jednocześnie pojawia się mnóstwo krótkoterminowego „szumu”. Ten szum się nasila i zmusza do reakcji na bieżące wydarzenia, ale nie wolno zapominać o długoterminowych trendach. Na rynku jest ogromna płynność, a jego odporność pozostaje bardzo duża. Niepewność, w jakiej żyliśmy w ostatnim roku, prawdopodobnie jeszcze wzrośnie w kolejnych latach – wraz z przyspieszeniem przepływu informacji, rozwojem technologii i napięciami geopolitycznymi. Rynki jednak pozostają bardzo odporne. Nawet w najbardziej optymalnym scenariuszu zawsze istnieje ryzyko korekty czy jakiegoś nieoczekiwanego wydarzenia – jak w kwietniu, gdy administracja USA ogłosiła nowe cła. Ale dziś, paradoksalnie, mamy więcej pewności niż niepewności.

We wrześniu obserwowaliśmy pewne napięcia na europejskich rynkach obligacji – nie tylko w Europie, ale też w Japonii. Rentowności rosły m.in. w Wielkiej Brytanii i Francji. Co było przyczyną?

W przypadku Europy było kilka czynników. Po pierwsze, Niemcy zostały „przewartościowane” z powodu zwiększonego zadłużenia. We Francji kluczowa była niepewność polityczna. W czerwcu, gdy Bayrou ogłosił projekt budżetu, rynek był stabilny. Ale po jego rezygnacji na początku września i zapowiedzi nowych wyborów, nastąpiła większa zmienność. Wtedy rentowności obligacji wzrosły, a inwestorzy zaczęli przechodzić do bezpiecznych aktywów – głównie niemieckich obligacji rządowych. Drugim czynnikiem jest ogromna skala emisji długu, jaką europejskie państwa będą musiały przeprowadzić w nadchodzących latach, by sfinansować wydatki na obronność i infrastrukturę. Prosty mechanizm podaży i popytu oznacza więc, że krzywa dochodowości będzie bardziej stroma, a długoterminowe rentowności będą wyższe.

Czy widzi pan jakieś poważne czynniki ryzyka dla europejskich rynków?

Inwestorzy przywykli do codziennych niespodzianek, więc ich „próg bólu” wzrósł – i to samo w sobie jest ryzykiem. Ale realne zagrożenia zawsze mogą przyjść zarówno ze Wschodu, jak i z Zachodu – coś nieoczekiwanego, trudnego do wyceny. To, co widać dziś wyraźnie, to ogromna płynność i zdolność rynków do absorbowania ryzyka. Handel operuje  dziś znacznie większymi wolumenami niż w czasie pandemii 2020 r., a mimo to rynki funkcjonują bardzo sprawnie. Po przetrawieniu wiadomości szybko wracają do równowagi – dzięki technologii i elektronicznemu handlowi ryzyko jest szybko „recyklingowane”.

Reklama
Reklama

Niektórzy eksperci twierdzą, że obecnie mamy do czynienia z ogromną bańką na rynku sztucznej inteligencji. Nawet ludzie z branży, jak Sam Altman czy Jeff Bezos, to przyznają. Europa jednak nie jest tak zaawansowana technologicznie – nie ma tylu firm AI. Jeśli ta bańka pęknie, jak wpłynie to na rynki europejskie?

To dobre pytanie. Oczywiście w razie takiego scenariusza rynki bogate w spółki technologiczne uległyby korekcie. Ale to niekoniecznie oznacza, że kapitał automatycznie popłynie do Europy. Inwestorzy mogą szukać bezpiecznych przystani – lub inwestować na podstawie fundamentów. I właśnie fundamenty będą kluczowe dla europejskich rynków. Jeśli inwestorzy po wyjściu z sektora technologicznego uznają, że w Europie jest wartość – wówczas skorzysta. Europejski rynek napędzają przede wszystkim fundamenty gospodarcze.

V

Fabio Lisanti

jest od 2016r. szefem działu rynków europejskich w Citi. Od września 2023 r. jest także członkiem zarządu i zarazem dyrektorem wykonawczym w Citibank Europe. Od czerwca 2024 r. zasiada w radzie nadzorczej Citi Handlowego. Zasiada również w zarządzie Stowarzyszenia na Rzecz Rynków Kapitałowych w Europie (AFME), a w latach 2015-2021 był członkiem zarządu Międzynarodowego Stowarzyszenia Rynków Kapitałowych (ICMA). W latach 1995-2016 pracował w UBS, gdzie był m.in. dyrektorem zarządzającym. Ukończył London School of Economics oraz SDA Bocconi. 

Gospodarka światowa
Silna korona pozwoli na dalsze cięcia stóp procentowych?
Materiał Promocyjny
W poszukiwaniu nowego pokolenia prezesów: dlaczego warto dbać o MŚP
Gospodarka światowa
Co wspólny rząd Babisa, Okamury i Turka może przynieść Czechom?
Gospodarka światowa
Amerykańska inflacja pozytywnie zaskoczyła inwestorów
Gospodarka światowa
Polityka Sanae Takaichi może być paliwem rakietowym dla rynków
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Gospodarka światowa
Co może zrobić Bank Japonii na najbliższym posiedzeniu?
Gospodarka światowa
Chińskie wyzwanie dla Europy Środkowo-Wschodniej
Reklama
Reklama