Surowiec ten przebył w ciągu trzech ostatnich lat daleką drogę – od szczytu w okolicach 120 USD/bar. w 2022 r., wywołanego wybuchem wojny na Ukrainie, cena ropy spadła o połowę. Nic więc dziwnego, że coraz częściej wśród inwestorów pada pytanie: gdzie jest dołek?
Analizowanie rynku ropy naftowej od strony podaży jest nie lada wyzwaniem. W grę wchodzą decyzje polityczne oraz geopolityczne. Stąd też, przeglądając prognozy niektórych banków inwestycyjnych, można dostrzec, że w kontekście oceny sytuacji fundamentalnej występują spore różnice. Kluczowym czynnikiem prospadkowym dla tego surowca jest na ten moment perspektywa wypracowania w 2026 r. planu pokojowego na Ukrainie. Taki scenariusz zapewne wiązałby się przynajmniej z częściowym zniesieniem sankcji na rosyjską ropę. Uważamy taki scenariusz za wysoce prawdopodobny ze względu na silne naciski USA i słabnącą pozycję Ukrainy.
Analitycy Goldman Sachs szacują, że pod wpływem zniesienia sankcji na Rosję cena ropy typu Brent mogłaby spaść chwilowo w okolice 50 USD/bar. Mowa zatem o spadku względem obecnych poziomów wycen o ok. 15–20 proc.. Wiele wskazuje jednak na to, że dotknięcie takiego pułapu cen nie trwałoby zbyt długo. Warto zauważyć, że po wybuchu wojny rosyjska ropa znalazła nowych odbiorców na innych rynkach, dzięki czemu Rosja nie była zmuszona drastycznie ograniczać produkcji poniżej swojego potencjału.
Rynek ropy naftowej ponadto znany jest z tego, że zbyt niskie poziomy cen stymulują działania idące w kierunku „bilansowania rynku”. W praktyce mowa o ograniczeniu podaży przez kraje OPEC czy też amerykańskich producentów łupkowych, w przypadku których koszt wydobycia jest zdecydowanie wyższy niż w krajach Bliskiego Wschodu. Jako potwierdzenie tej tezy warto przytoczyć statystykę dotyczącą liczby aktywnych platform wiertniczych w USA, która wraz z postępującym spadkiem ceny obniżyła się w tym roku o ok. 17 proc. Spadek ten jest szczególnie wymowny, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze rok temu mogliśmy często słyszeć słynne hasło z kampanii wyborczej Trumpa: „drill, baby, drill”.
Przywołany już zespół Goldman Sachs szacuje, że szczyt nadpodaży na rynku ropy naftowej przypadać będzie w połowie przyszłego roku. Z uwagi na to, że rynki często mają tendencję do tego, by wyprzedzać fakty, oznaczałoby to, że dołek na rynku „czarnego złota” zdaje się być bliżej niż dalej.