Czy powinien to być sygnał ostrzegawczy dla inwestorów sugerujący, że trend się wkrótce odwróci?
Od uruchomienia giełdy po transformacji przechodzimy przez 9. rynek byka. Patrząc na ostatnie cztery okresy hossy po kryzysie finansowym z 2009 r., średnio trwały one 2 lata i 4 miesiące. Najkrótsze były popandemiczne wzrosty z lat 2020-21, bowiem trwały 19 miesięcy. Najdłuższe, 42-miesięczne wzrosty z lat 2012-15, gdy okazało się, że nie będzie drugiej fali kryzysu finansowego i głębokiej recesji w Europie i USA. Patrząc tylko na te statystyki, wzrosty powyżej 3 lat są nietypowe i mogą rodzić obawy.
Jednak można spojrzeć również z drugiej strony. Hossy były krótkie, ponieważ przerywały je wyjątkowe wydarzenia. W 2011 r. obawy o skutki kryzysu finansowego. W 2015 r. kryzys strefy euro. W 2020 r. pandemia COVID-19. W 2022 r. kryzys energetyczny, wzrost inflacji i wojna na Ukrainie. Przechodzenie przez te wyzwania sprawiło, że byk na GPW nie miał możliwości „rozwinięcia skrzydeł”, tudzież rozpędzenia się. Skutkiem ubocznym stały się niskie wyceny.
Wskaźnik cena do zysku dla szerokiego indeksu WIG w październiku 2022 r. spadł poniżej 8. Tak tanio nie było nawet w czasie pandemii lub gdy Brytyjczycy postanowili opuścić Unię. Aby znaleźć tak niskie wyceny, trzeba się cofnąć do dołków z kryzysu finansowego z 2009 r. Obecnym wzrostom na warszawskim parkiecie mocno pomógł też sukces PPK. Obecnie poprzez te plany inwestuje blisko 4 miliony osób i zakupy akcji przez nie generowane w dużej mierze neutralizują odpływy związane z suwakiem OFE.
Konkluzja jest taka, że 3 lata temu polska giełda miała dobrą bazę do wzrostów. Niskie wyceny, niskie oczekiwania, obawy o sytuację gospodarczą i geopolityczną, brak zainteresowania ze strony inwestorów zagranicznych.