Na horyzoncie pojawiają się wciąż nowe problemy, a dyskontowanie ryzyka przypomina nam, jak dużo jeszcze nie wiemy. Nakładające się problemy wywołują u inwestorów skrajne emocje. Przypomina to chocholi taniec z „Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. W inwestorach budzą się skrywane głęboko uczucia strachu i poczucie straty, a z drugiej strony chocholi taniec symbolizuje nie tylko bierność, ale również szansę na odrodzenie, co u inwestorów oznacza nadzieję na lepsze wyniki portfela inwestycyjnego.

Czynniki ryzyka, z którymi się mierzymy, to przede wszystkim poziom stóp procentowych, koszty surowców i energii, słabnący popyt konsumpcyjny, wpływ wojny na dotychczasowy układ geopolityczny oraz konsekwencje tego, co z tej mieszanki wyniknie. Jasno to widać po indeksie strachu (VIX), który w ostatnich tygodniach wskazuje poziomy powyżej 30 pkt, a jednocześnie publikowany przez CNN Indeks Fear and Greed wskazuje na ekstremalny strach – 12 maja br. osiągnął 7 pkt, wskazując skrajnie niskie poziomy na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy. Inne miary nastrojów, jak ostatnie dane Bank of America (BofA) z ankiety przeprowadzonej wśród zarządzających dużymi pieniędzmi, wskazują, że obecnie posiadają oni więcej gotówki niż kiedykolwiek od września 2001 r. BofA określił wyniki swojej ankiety jako „skrajnie niedźwiedzie".

Inwestorzy mają problem, gdyż bardzo ciężko odnaleźć się w obecnej sytuacji. Z jednej strony wyceny aktywów zostały przeszacowane, wydając się historycznie atrakcyjne. Z drugiej strony ilość niewiadomych, czarnych łabędzi, się nie zmniejsza. W sytuacji, gdy giełda znajduje się w jednej z najgorszych serii strat od dziesięcioleci, w obliczu nieustannej wyprzedaży, która w ostatni piątek zepchnęła S&P 500 o ponad 20 proc. poniżej rekordowych szczytów, indeks ten na krótko wpadł w bessę i nadal utrzymuje się w pobliżu tego obszaru, ponieważ rosnąca inflacja i rosnące stopy prowadzą do obaw o recesję, chocholi taniec będzie się nasilał.

Problemy z kurczącymi się marżami zysku od głównych amerykańskich detalistów w połączeniu z jastrzębimi komentarzami Jerome'a Powella są po prostu zbyt duże, by rynek mógł sobie w ostatnim czasie z tym poradzić. Niedawne wyprzedaże pokazują, że obawy o wzrost wciąż dręczą inwestorów, a w tym roku Fed nie ma ich za plecami, w przeciwieństwie do 2018 r. i 2020 r. Jednocześnie rodzi się pytanie, czy prezes Fedu nie chce się nazywać „Paul Volcker 2.0", co odnosi się do szefa Fedu, który pokonał inflację cztery dekady temu dzięki 20-proc. stopom i zmniejszeniu wzrostu PKB. Najbliższy okres pokaże, które ryzyka się zmaterializowały, jaka jest prawdziwa kondycja gospodarki i jaki ma to wpływ na rynki i wyceny. Jednak do tego czasu emocje będą skrajne, a chocholemu tańcowi będzie się oddawało coraz więcej inwestorów.