Miarą paniki była zmienność, sięgająca spokojnie kilku punktów procentowych podczas jednej sesji, i to nie tylko na GPW. Spadek był dynamiczny, ale odbicie także. Generalnie działo się dużo, można było sporo stracić, ale też zarobić. Obraz dzisiejszej giełdy jest gorszy. Licząc od szczytów z 2021 lub początku 2022 r., amerykański indeks S&P 500 stracił ponad 11 proc., niemiecki DAX 13 proc., a na wykresie Nasdaq 100 mamy do czynienia ze spadkiem już o 20 proc. W tym gronie bardzo słabo wypada WIG, który stracił już ponad 22 proc., a ostatnie tygodnie są szczególnie fatalne. O ile wśród innych rozwiniętych rynków widać pewną prawidłowość – technologia czy spółki o profilu growth idą w odstawkę (podwyżki stóp procentowych w USA, spowolnienie gospodarcze wymagające wyceny), o tyle spadek WIG-u jest trudno wytłumaczalny, nie zagłębiając się w czynniki krajowe. Struktura indeksu bowiem nie wskazuje na przewagę spółek technologicznych czy wzrostowych.
Źródeł słabości należy szukać gdzie indziej. Rynki wschodzące z reguły nie lubią gróźb globalnego spowolnienia gospodarczego, na dodatek w warunkach wysokiej inflacji i nieuchronnych podwyżek stóp procentowych w USA. Kapitał wraca na rynki rozwinięte. Dla porównania węgierski indeks BUX stracił w tym czasie 20 proc., a więc porównywalnie do WIG-u. Inną kwestią ciążącą warszawskiej giełdzie jest to, że RPP najwyraźniej będzie musiała jeszcze agresywniej podwyższać stopy. Do pakietów fiskalnych doszedł bowiem wart kilka miliardów złotych program pomocy zadłużonym hipotecznie (gros tych kredytów oparta jest na rosnącym szybko WIBOR-ze). Banki już od jakiegoś czasu dyskontowały ten scenariusz, a w tym tygodniu zareagowały jeszcze bardziej nerwowo. Być może i zbyt nerwowo, ale nigdy nie wiadomo, czy plan nie będzie powiększany. Dlatego też teoretycznie korzystne dla sektora podwyżki stóp procentowych już mogą nie napędzać notowań banków. Co więcej, mogą wzbudzać obawy o zbytnie zgaszenie polskiej gospodarki i stłamszenie wzrostu gospodarczego. Na domiar złego nakłada się na to potencjalny kryzys energetyczny, jeśli nie uda się wyrównać bilansu na rynku gazu po wstrzymaniu dostaw z Rosji. To też miało swój udział w ostatnich spadkach. Globalnie też dalej występuje presja na sektor gier, bogato reprezentowany na GPW. Problemy z produkcją konsol, duża konkurencja, wysokie koszty pracy, wysokie koszty pozyskiwania graczy w segmencie mobilnym – to wszystko wpływa na potężny „derating" sektora.
Wojna w Ukrainie jako sam aspekt militarny i społeczny może i zeszła na dalszy plan, ale implikacje z nią związane trwają i trwać będą jeszcze bardzo długo. Trudno dostrzec w tym momencie czynniki, które miałyby uchronić WIG przed testowaniem okolic 56 tys. pkt, czyli minimum z początku wojny w Ukrainie.