Czwartkowe dane Amerykańskiego Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych na temat sentymentu panującego wśród amerykańskich inwestorów trudno określić inaczej niż jako szokujące. Saldo „byków" (16,4 proc.) i „niedźwiedzi" (59,4 proc.) spadło do poziomu -43 pkt proc. Tak niski poziom nastrojów odnośnie perspektyw rynku akcji obserwowany był w 35-letniej historii tego sondażu jedynie dwukrotnie. Ostatnio 5 marca 2009 (-51,35 pkt proc.) – na dzień przed apogeum najsilniejszej od lat 30. XX wieku bessy na rynku akcji w USA z lat 2007–2009, wywołanej ówczesną Wielką Recesją. Wcześniej tak niskie lub niższe (-54 pkt proc.) odczyty pojawiły się kilkukrotnie w okresie od 20 września do 15 listopada 1990 wokół apogeum ówczesnej bessy wywołanej szokiem naftowym, który nastąpił po inwazji Iraku na Kuwejt. Wtedy dołek stosunkowo łagodnej (ok. -20 proc. na S&P 500) i krótkiej (trzy miesiące) wypadł 11 października 1990 r., a więc ok. trzy tygodnie po pojawieniu się wśród amerykańskich inwestorów indywidualnych równie wielkiego co obecnie pesymizmu.
Oczywiście te dwa historyczne precedensy to trochę mało, by obecnie nastawiać się na równie szybkie zakończenie słabości amerykańskiego rynku akcji (w tym tygodniu Nasdaq Composite osiągnął najniższy poziom od roku), ale niewątpliwie z kontrariańskiego punktu widzenia to sygnał, który sugeruje, że rośnie prawdopodobieństwo, że osoby oczekujące w najbliższych tygodniach jakiegoś wielkiego załamania cen akcji w USA mogą się rozczarować.
Dwa rekordowo niskie odczyty wskaźnika sentymentu indywidualnych inwestorów w USA z października 1990 i marca 2009 wypadły w okresach gospodarczych recesji w Stanach Zjednoczonych. Za impuls uruchamiający te recesje można uznawać w obu przypadkach „szoki naftowe". W 1990 r. takim szokiem był letni skok ceny ropy naftowej z 16 na 41 dolarów, wywołany inwazją Iraku na Kuwejt. Latem 2008 r. kręgosłup gospodarce amerykańskiej złamało zbliżenie się ceny ropy naftowej do poziomu 150 dolarów (z 50 dolarów półtora roku wcześniej). Obecnie marcowe wyjście ceny ropy naftowej powyżej poziomu 130 dolarów też nie wróży specjalnie nic dobrego amerykańskiej gospodarce, chociaż oczywiście trzeba pamiętać, że dzięki „rewolucji łupkowej" USA nie są już tak silnie narażone na tego typu szoki cenowe. Zresztą – zgodnie z czwartkowymi danymi – już w I kw. realny PKB w USA spadał – po annualizacji – w tempie 1,4 proc. w stosunku do poziomu z IV kw. ub.r. Roczna zmiana była ciągle przyzwoicie dodatnia (+3,6 proc.), ale niewątpliwie militarna agresja Rosji na Ukrainę wprowadziła na rynkach surowców sporo niepokoju, utrudniając władzom USA zapanowanie nad najwyższym od 40 lat tempem inflacji w tym kraju. Ta wysoka inflacja zjada realne dochody, co zwiększa prawdopodobieństwo nadejścia kolejnej recesji.