Widać, że rynek nie przejął się zbytnio słowami ministra finansów, Jacka Rostowskiego, który w wywiadzie dla „Financial Times” przyznał, że wprowadzenie euro może opóźnić się o co najmniej rok ze względu na niepewną sytuację gospodarczą. Inwestorzy usłyszeli w końcu to, o czym sami wiedzieli od kilkunastu tygodni. Większe znaczenie mogły mieć informacje, które napłynęły z Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Obniżył on swoje szacunki potrzeb finansowania zewnętrznego przez kraje naszego regionu, co tym samym może wpłynąć na lepsze postrzeganie perspektyw inwestycyjnych w średnim terminie. Kulminacja wzrostów złotego miała miejsce przed godziną 15:00, kiedy to za euro płacono 4,38 zł, a dolar spadł poniżej 3,20 zł. Było to wynikiem zwyżki EUR/USD po publikacji lepszych od prognozowanych danych o marcowym deficycie handlowym w USA. Zwiększył się on do 27,58 mld USD, podczas kiedy oczekiwano figury na poziomie -29 mld USD. W efekcie EUR/USD zdołał przebić poziom 1,37, ale na dalsze zwyżki nie starczyło już siły. Po ustanowieniu maksimum na 1,3706 rozpoczął się marsz w dół. O godz. 16:30 za euro płacono 1,3642 USD. Z kolei na rynku krajowym euro było warte 4,3930 zł, a dolar 3,22 zł.
Nieudana próba ataku na marcowy szczyt EUR/USD w rejonie 1,2735 może pokazywać pewną słabość rynku. Kluczowe mogą okazać się jutrzejsze dane o kwietniowej sprzedaży detalicznej w USA. Słaby odczyt zwiększy presję spadkową na giełdy, umocni dolara i osłabi złotego. Ostrzeżeniem dla inwestorów o kilkudniowym horyzoncie inwestycyjnym będzie jednak dopiero spadek EUR/USD poniżej 1,3550 i wzrost EUR/PLN powyżej 4,43-4,45.
Marek Rogalski
Analityk DM BOŚ