Na Wall Street gra muzyka, na fali której indeks S&P500 wzniósł się do najwyższych w historii poziomów. Wraz z podobnym zachowaniem się giełdy japońskiej i wycofywaniem się inwestorów od dolara widzimy na rynku rosnący apetyt na ryzyko, mimo iż od strony makro nie ma ku temu uzasadnienia. Po wyciszeniu problemów Cypru nie ma też jednak czynnika strachu, który mógłby zakończyć ten okres sielankowych nastrojów.
Wpadka z minutes, rekordowy poziom S&P500
Zwyczajowo minutes z posiedzenia Fed publikowane są o godzinie 20.00 naszego czasu. Wczoraj trafiły jednak na rynek znacznie wcześniej, gdyż ktoś pomyłkowo wysłał je do Kongresu, zaś po wykryciu wpadki Fed je upublicznił. Tak jak jednak przewidywaliśmy, tym razem minutes nie miały większego wpływu na rynek. Co prawda powtórzyły się w nich głosy, iż obecna polityka może prowadzić do złej oceny ryzyka przez rynki i być może trzeba będzie się z niej wycofać jeszcze w tym roku, ale nie pojawiło się nic zaskakującego względem dwóch poprzednich raportów. Trzeba pamiętać też, iż w minutes opisywane są wypowiedzi wszystkich członków Komitetu, również tych, którzy w danym roku nie głosują, a są to bardziej jastrzębi prezesi regionów. Dodatkowo posiedzenie miało miejsce jeszcze przed publikacją danych z rynku pracy za marzec, które były słabsze niż oczekiwano, zatem rynek uznał, iż wszelkie jastrzębie wypowiedzi mogły stracić na znaczeniu.
Minutes nie tylko nie zaszkodziły nastrojom, ale były wręcz pretekstem do wyjścia indeksu S&P500 na nowe historyczne maksima. S&P500 pokonał szczyty z 2007 roku, zamykając wczorajszą sesję na poziomie bliskim 1588 pkt. Zgodnie z tym, o czym pisaliśmy wczoraj, jak i w poniedziałek, mamy zatem do czynienia z paradoksem, kiedy rynki świętują złe dane, bo te oddalają perspektywę wycofania się Fed z QE3. To zaś oznacza, iż w USA mamy do czynienia już z bańką spekulacyjną w czystej postaci, co czyni rynek bardzo nieprzewidywalnym. Na ten moment wydaje się, że do zmiany nastrojów potrzebny byłby bądź zwrot w retoryce Bernanke, bądź nowa fala europejskich kłopotów na płaszczyźnie politycznej. To pierwsze wydaje się odległe, problemów w Europie jest ostatnio coraz więcej, ale nie przybrały one jeszcze rozmiaru, który wywoływałby na rynkach strach.
EURUSD, złoty zyskują, ale wolniej
Dobre nastroje udzielają się również Europie, ale na Starym Kontynencie widać więcej umiarkowania. Odbicie w notowaniach EURUSD na chwilę obecną wpisuje się w korektę, którą od pewnego czasu sugerowały premie na rynku obligacji. Na fali tej korekty para może dotrzeć do poziomu 1,32-1,33. Wyraźne umocnienie złotego wpisuje się w trend obserwowany na wszystkich rynkach wschodzących, który też może być w kolejnych dniach kontynuowany. Uważamy jednak, iż poziomy poniżej 4,05 na parze EURPLN będą okazją do kupna euro.
Słabe dane z Australii, reakcja umiarkowana
Kolejny raport z australijskiego rynku pracy zaskoczył rynki – tym razem negatywnie. Przypomnijmy, iż w lutym w Australii zatrudnienie skokowo wzrosło (o ponad 70 tys.), dlatego też spadek zatrudnienia w marcu (o 36 tys.) specjalnie nie dziwi. Zaskoczeniem może być natomiast wzrost stopy bezrobocia z 5,4 do 5,6%. Na razie jest zbyt wcześnie, aby uznać, iż to otwiera ponownie dyskusję o cięciu stóp, dlatego też reakcja na parze AUDUSD była umiarkowana. Niewielki spadek notowań pary to także efekt pozytywnego wpływu rynków akcji. Natomiast należy pamiętać, iż notowania są blisko strefy oporu 1,058-1,061 i słabe dane mogą być dodatkowym argumentem dla sprzedających, aby przy tych poziomach wejść na rynek.