Warto jednak pamiętać, że silny wpływ na rynki mają przepływy kapitału typowe dla końcówki kwartału. Spodziewamy się kontynuacji spadków EUR/USD, odpływu kapitału od bezpiecznych przystani w kierunku bardziej ryzykownych rynków, na czym powinien skorzystać także złoty. Należy jednak zastrzec, że rynkowe turbulencje nie są jeszcze całkowicie pieśnią przeszłości. Indeks VIX spadł już do poziomów przedreferendalnych, co oznaczać może, że odreagowanie straci impet. Inwestorzy czekać będą na dane z rynku pracy USA oraz start sezonu publikacji wyników firm z Wall Street, ale to dopiero za tydzień.
Dziś natomiast nadal napływać będą informacje związane z brexitem, poznamy m.in. nowe przywództwo Partii Konserwatywnej i zaplanowano wystąpienie publiczne Marka Carneya. Poza tym uwaga skupi się na danych inflacyjnych z Eurolandu i Polski. W Polsce zaczniemy wychodzić z głębokiej deflacji: dynamika CPI w świetle naszych prognoz i rynkowego konsensusu wyniesie -0,8 proc. r/r.
Najbliższe miesiące przyniosą zresztą znaczne odbicie inflacji konsumenckiej po obu stronach Atlantyku. Wskaźniki cenowe będą przede wszystkim windowane przez efekty bazy i wyższe ceny surowców energetycznych. W końcu w połowie ubiegłego roku ceny paliw rozpoczęły ostry spadek. Taką ocenę dziś potwierdzi wstępna publikacja inflacji z Eurolandu za czerwiec. Wzrost cen wykazały już wczoraj dane z Niemiec i poszczególnych landów. W rezultacie dynamika HICP w Eurolandzie na koniec roku powinna znaleźć się w okolicach 1 proc. r/r. Dla polityki ECB będzie mieć to marginalne znaczenie: słabość powinny nadal wykazywać wskaźniki bazowe a czujność władz monetarnych gwarantować będzie poreferendalny chaos, konieczność oceny wpływu brexitu na anemiczny wzrost, zaburzony mechanizm transmisji polityki monetarnej oraz potencjalny kryzys polityczny na Starym Kontynencie. Te wszystkie czynniki powodują, że euro powinno pozostać słabe i wrażliwe.
W przypadku Stanów Zjednoczonych nasilanie się tendencji inflacyjnych na poziomie cen konsumenckich należy wpisać w nieco inny kontekst. Bazowe wskaźniki cen są w USA na zdecydowanie wyższych poziomach i ścieżce zbieżnej z oczekiwaniami Fed. Publikowane wczoraj PCE Core przyjmuje roczną dynamikę 1,6 proc. Jeszcze wyższe wartości przybiera inflacja bazowa, którą windują dynamiczne rosnące czynsze i stawki najmu mające większy udział w koszyku. Taka sytuacja sprawia, że amerykańskie CPI pod koniec roku będzie zapewne zdecydowanie przekraczać 2 proc. (obecnie około 1 proc.). Może mieć to wyraźne reperkusje dla oczekiwań inflacyjnych i rynku stopy. Na razie Fed jest niewrażliwy na wzrost cen, w początku roku powątpiewał nawet w jego trwałość. Jednak kolejne dane o wydatkach (w tym chociażby publikowane wczoraj) wskazują, że konsumpcja jest silna i presja popytowa na ceny nie słabnie. Można zatem pokusić się o tezę, że globalny wzrost cen konsumenckich będzie mieć asymetryczny wpływ na politykę banków centralnych – ma znacznie większy potencjał, żeby wesprzeć dolara niż wspólną walutę.
Bartosz Sawicki