Obliczając skalę wzrostu cen akcji na świecie (MSCI World, USD) w stosunku do ich 15-miesięcznego minimum oraz podobny wzrost Goldman Sachs Commodity Index (USD), zobaczymy, że w obu przypadkach mamy obecnie do czynienia z przynajmniej 50-letnimi rekordami. Innymi słowy, nigdy w okresie minionych 51 lat skala wzrostu cen akcji (MSCI World, USD) i skala wzrostu cen surowców (GSCI, USD) w ciągu 15 miesięcy nie była wyższa. Jedynym porównywalnym z ostatnimi 15 miesiącami okresem równoczesnego wzrostu cen akcji i cen surowców był okres od dołka cen akcji i cen surowców po apogeum wielkiej recesji z I kw. 2009 r. Tę analogię można wzmocnić, pokazując, że w okresie minionych 13 miesięcy ceny amerykańskich długoterminowych obligacji skarbowych (30-latek) spadły najsilniej od właśnie okresu 2009–2010. Te historyczne analogie sugerują, że w przyszłym miesiącu może nas czekać na rynku akcji jakiś odpowiednik korekcyjnego „Flash Crash" z maja 2010 r., chociaż równocześnie nie powinien to być koniec hossy zarówno na rynku akcji, jak i na rynku surowców. Według danych OECD w IV kw. ub.r. rosnący od I kw. 2012 r. indeks cen nieruchomości mieszkalnych (ceny stałe, czyli po uwzględnieniu tempa inflacji) w krajach należących do tej organizacji osiągnął swój nowy historyczny rekord. Roczna dynamika tego indeksu osiągnęła w IV kw. ub.r. najwyższą dynamikę od 47 lat (+6,7 proc.). Usuwając z tej serii danych długoterminowy trend, możemy otrzymać wniosek, że kolejny cykliczny – w ramach cyklu Kuznetsa – globalny szczyt cen nieruchomości mieszkalnych – taki jak w II kw. 1974 r., III kw. 1990 r. oraz II kw. 2007 r. – wypadnie odpowiednio za cztery kwartały, pięć kwartałów oraz 11 kwartałów późnej (po IV kw. 2020 r.). To daje oczekiwany globalny szczyt cen nieruchomości w IV kw. 2021 r., I kw. 2022 r. oraz III kw. 2023 r. Biorąc jednak pod uwagę obecną imponującą dynamikę tego ruchu cen nieruchomości, można wyobrazić sobie nieco późniejsze daty ich cyklicznego szczytu. Przełamanie trwającej od 11 lat hossy na globalnym rynku nieruchomości powinno wymagać zauważalnego wzrostu stóp procentowych, a o czymś takim możemy myśleć zapewne dopiero za kilka lat.