Wszędzie tam, gdzie dochodzi do podziału kompetencji, odpowiedzialności i pieniędzy, musi też dochodzić do konfliktów. W przypadku spółki giełdowej, gdzie mamy do czynienia z zaangażowaniem wielu interesariuszy, a dodatkowo prawie wszystko musi się dziać przy otwartej kurtynie, potencjał sporów korporacyjnych dramatycznie rośnie i to na wielu płaszczyznach.
Pierwszą taką płaszczyzną konfliktu jest właśnie kwestia podziału kompetencji pomiędzy poszczególne organy spółki. Oczywiście najważniejsze problemy zostały przesądzone na poziomie regulacji i statutów spółek, ale zawsze mogą się pojawić wątpliwości interpretacyjne na styku obowiązków poszczególnych organów oraz w przypadku pojawiania się nowych obszarów kompetencji. Druga płaszczyzna to konflikty pomiędzy akcjonariuszami – o tyle znana, że często prowadzone są one w przestrzeni publicznej. Trzecią płaszczyzną są spory pomiędzy członkami organów spółki.
O sporach między organami spółki dyskutowaliśmy dość obszernie w poprzednich latach, zwłaszcza w kontekście zmian w KSH mocno utrudniających przyjazną współpracę zarządu z radą nadzorczą. Dlatego w tym roku skoncentrujemy się na innych obszarach, w tym na konfliktach pomiędzy akcjonariuszami. Przy czym nie zajmiemy się zatargami rodzinnymi, które wprawdzie niosą olbrzymi ładunek emocjonalny i jeszcze większe potencjalne skutki dla kilku dużych spółek, ale dotyczą one stosunkowo wąskiego (na szczęście) kręgu emitentów. Będziemy natomiast dyskutować o sporach akcjonariuszy w kontekście dostępu do informacji i do pieniędzy spółki, a także o sporach „wewnętrznych” pomiędzy członkami organów.
Problem dostępu do informacji pozornie wydaje się dość prosty – wszak regulacje dość jasno wskazują, że spółki powinny publikować wszystko i natychmiast. Ale równie jasnym jest, że w takich warunkach nie byłoby możliwe zarabianie pieniędzy dla akcjonariuszy. Wypracowane zostały zatem pewne zasady identyfikacji i publikacji najważniejszych informacji, choć – wobec ekstremalnie niejasnej definicji informacji poufnej – poddawane są one testom ze strony różnych uczestników rynku, w tym nadzoru.
Musimy zatem zaakceptować, że osoby kierujące spółkami mają więcej informacji od inwestorów i ta asymetria informacyjna sama w sobie nie jest niczym złym, dopóki wykorzystywana jest dla dobra danego emitenta. Zachowanie pewnych tajemnic przedsiębiorstwa jest niezbędne dla prowadzenia biznesu. Z drugiej strony, gdyby osoby te chciały wykorzystać uprzywilejowany dostęp do informacji w celu zawierania transakcji akcjami spółki, oczywiście byłoby to skrajnie naganne i powinno się spotkać z ostrą reakcją nadzoru. Pomiędzy tymi dwoma skrajnościami jest jednak pewien odcień szarości dotyczący ewentualnego dzielenia się niepublicznymi informacjami z dominującym akcjonariuszem. Prawo na to niby nie pozwala, ale dowiadywanie się np. przez ministra aktywów państwowych o najważniejszych wydarzeniach spółki kontrolowanej przez Skarb Państwa z raportów w ESPI chyba nie jest najlepszym rozwiązaniem.