Wyjątkowo krótko utrzymały się na amerykańskim rynku obligacji skarbowych rekordowo niskie wyceny. Rentowności dziesięciolatek rządu w Waszyngtonie zbliżyły się na początku tygodnia do nienotowanych od 2007 r. 4,4 proc. Wspierało je utrzymywanie się gospodarki USA w dobrej formie, zbieg dużych emisji nowych obligacji oraz nasilające się oczekiwania, że USA unikną recesji, w związku z czym Fed nie będzie musiał przechodzić do zdecydowanego łagodzenia polityki.
Jednak w środę największy na świecie rynek papierów dłużnych gwałtownie odbił od dna, do czego przyczyniły się opublikowane za oceanem zaskakująco słabe wskaźniki PMI. Choć jeszcze u progu 2023 r. sądzono, że będzie on rokiem obligacji, to ustępowanie szeregu obaw o perspektywy globalnej gospodarki sprawiło, że papiery skarbowe radziły sobie znacznie gorzej od akcji.
Koniec epoki taniego pieniądza
Rentowności polskich dziesięciolatek wciąż znajdują się o prawie cały punkt procentowy poniżej pułapów z końca ub.r., ale już papiery z obliczanego przez Bloomberga światowego indeksu Global Agg Treasuries TR przyniosły w skali tego roku lekką stratę. Ostatniej fali wyprzedaży papierów skarbowych zza oceanu (która przełożyła się na chwilowy powrót rentowności polskich dziesięciolatek do 5,8 proc.) towarzyszyło już niemal otwarte spisywanie ich przez wielu komentatorów na straty.
Były sekretarz amerykańskiego skarbu Larry Summers w połowie sierpnia oceniał, że wyprzedaż będzie postępowała, a w ciągu najbliższej dekady rentowności amerykańskich dziesięciolatek wyniosą średnio 4,75 proc., czyli o pół punktu więcej niż obecnie. Zdaniem wykładającego na Uniwersytecie Harvarda ekonomisty w krótkim terminie nie należy spodziewać się recesji, a w długim kluczowy jest fakt, że końca dobiegła era bliskich zera stóp procentowych i rentowności.