Nowa oferta obligacji oszczędnościowych obowiązywać będzie od czerwca i – wiele na to wskazuje – znacząco zmieni krajobraz na krajowym rynku obligacji, nie tylko tych oszczędnościowych. Ale po kolei.
Obligacje trzymiesięczne otrzymają od czerwca dwukrotnie wyższe oprocentowanie niż w maju, ale wciąż będzie to zaledwie 3 proc. Jest to oferta zapewne wystarczająca do tego, żeby wywabić środki z nieoprocentowanych kont bankowych, ale zbyt skromna, żeby znacząco odmienić rynek.
Prawdziwym game changerem mogą okazać się obligacje roczne i dwuletnie, których oprocentowanie jest znacznie wyższe przy okresie inwestycji, zapewne tolerowanym przez zwolenników bankowych depozytów.
Ich zaletą – w porównaniu z bankowymi lokatami o analogicznym okresie trwania – jest zmienne oprocentowanie, które będzie podążać za stopą referencyjną. O ile w przypadku dwuletniej lokaty uzyskanie wyższych odsetek wymaga zazwyczaj zerwania starej lokaty, o tyle w tym wypadku pozycja posiadacza oszczędności jest znacznie bardziej komfortowa. Nie dość jednak na tym – odsetki są w przypadku tych obligacji wypłacane co miesiąc, co czyni z nich produkt rentierski. Wisienką na torcie jest marża – dodatkowe 0,25 pkt proc. odsetek za dwuletnie papiery względem obligacji rocznych. Jak na warunki rynku obligacji to premia bardzo wysoka. Nawet na rynku obligacji korporacyjnych premia za rok dłuższą inwestycję sięga zwykle 10–20 pkt baz. W tym wypadku resort finansów po prostu przepłaca.