W istocie, proces oddłużania – choć nie jest to najlepsze słowo – deweloperów mieszkaniowych trwa już drugi rok i w pewnym sensie pandemia i wszystkie inne czynniki, które spowolniły proces uruchamiania nowych projektów, okazały się dla branży zbawienne. Wielu jej przedstawicieli publicznie narzekało na zbyt długie procesy wydawania pozwoleń na budowę i jednocześnie nienasycony popyt inwestorów, który wyczyścił ich z zapasów.
Część deweloperów odkładała też moment sprzedaży mieszkań, aby dostosować ceny do zmieniających się kosztów budowy. W efekcie, większość deweloperów zakończyła ubiegły rok z obniżonymi (rok do roku) wskaźnikami zadłużenia finansowego i jednocześnie z wyraźnym wzrostem wskaźników płynności, co może mieć kluczowe znaczenie dla postrzegania ich wiarygodności kredytowej w najbliższych kwartałach.
Również na początku 2021 roku informowaliśmy o zbiorowej poprawie sytuacji deweloperów, przynajmniej pod względem spadku wskaźników zadłużenia, zatem możemy mówić o przedłużeniu pewnego procesu. Przy czym słowo „oddłużanie" jest nieco na wyrost. Większość deweloperów nie utrzymywała nadmiernie wysokich wskaźników zadłużenia ani przed, ani po wybuchu pandemii.
Nie wiemy, jak ukształtują się warunki rynkowe w przyszłości. Na rynku obligacji skarbowych obserwujemy wyprzedaż, a być może nawet panikę podsycaną ostatnimi publikacjami, i nie wiadomo, w jaki sposób sytuacja się rozwinie. Z pewnością nie pozostanie bez wpływu na rynek papierów korporacyjnych, ponieważ rentowność obligacji skarbowych dyktuje warunki uczestnikom wszystkich rynków.