Polski rynek obligacji korporacyjnych stoi ofertami prywatnymi. W 2017 r., według danych Fitch Polska, firmy w naszym kraju wyemitowały papiery dłużne warte 14,9 mld zł, z czego w ofertach prospektowych za niecałe 1,9 mld zł. Ale to nie całość rynku, bo Fitch gromadzi dane tylko o tych emisjach, o których poinformują go ich organizatorzy (domy maklerskie), a te nie zawsze to robią i eksperci szacują, że nie tylko rynek obligacji korporacyjnych jest znacznie większy, niż podają oficjalne dane, ale też udział publicznych emisji jest jeszcze mniejszy, wyraźnie poniżej 10 proc. całości.
Obligatariusze byli gorzej chronieni
GetBack, wykorzystując luki w prawie dające możliwość łatwego emitowania obligacji, mógł niepostrzeżenie zgromadzić w krótkim czasie grupę obligatariuszy liczącą ponad 9 tys. osób. Podkreślmy – bazując na ofertach prywatnych, czyli skierowanych maksymalnie do 149 osób. W ofercie publicznej pozyskał niecałe 250 mln zł wobec łącznego zadłużenia w obligacjach wartego około 2,6 mld zł. Oczywiście sam fakt, że były to prywatne oferty, nie był powodem kłopotów – przecież wiele dużych firm emituje swój dług w ten sposób i rzetelnie go obsługuje. W GetBacku problemem było to, że liczne małe oferty prywatne były de facto rozłożoną w czasie sporą ofertą publiczną i nie tylko nikt nie kontrolował tego, w jaki sposób przebiega sprzedaż – komu papiery są oferowane i na jakich warunkach – ale także inwestorzy je kupujący nie mieli odpowiednich, aktualnych i rzetelnych danych finansowych na temat GetBacku (dotyczy to głównie pozycji bilansowych, czyli właśnie poziomu i struktury zadłużenia). Dzięki temu firma mogła emitować toksyczne dla siebie obligacje oprocentowane nawet na 12 proc. w skali roku. I mimo że trzy- lub czteroletnie, to w praktyce dające obligatariuszowi możliwość żądania wykupu – i to bez dodatkowych warunków – już po trzech albo sześciu miesiącach od przydziału. Tych papierów GetBack wypuścił aż za 840 mln zł, co przy wielkości jego kapitałów i płynności było bombą z opóźnionym zapłonem, gotową eksplodować i wysadzić spółkę przy pierwszych negatywnych informacjach na jej temat (i tak też się stało).
Teraz powtórzyć manewr GetBacku z masowym emitowaniem obligacji będzie trudniej. 21 kwietnia weszła w życie znowelizowana ustawa o obrocie instrumentami finansowymi, która nie tylko implementuje do polskiego porządku prawnego przepisy MiFID II, ale również, z inicjatywy Komisji Nadzoru Finansowego, wprowadza zmiany dotyczące świadczenia usługi oferowania instrumentów finansowych, zawiera szerszą definicję oferowania oraz wprowadza usługi przyjmowania i przekazywania zleceń do tego procesu. Jak tłumaczy KNF, głównym założeniem przyświecającym jej działaniom było wzmocnienie bezpieczeństwa obrotu i ochrona inwestora lokującego swój kapitał, gdy korzysta z usług pośredników (to właśnie na nich najbardziej narzekają obligatariusze GetBacku, wskazując, że mogło dochodzić do przypadków missellingu, czyli oferowania produktów finansowych nieodpowiednim osobom, przytaczają też sytuacje, gdy pośrednik porównywał obligacje firmy do lokat bankowych).
Co zmiany oznaczają w praktyce? Do tej pory normą było, że w celu nakłonienia klientów do inwestycji w instrumenty finansowe oferowane w ramach oferty prywatnej podmioty nienadzorowane przez KNF prezentowały im informacje o tych instrumentach i samym emitencie, ale nie była to wprost konkretna oferta nabycia. Był to często wybiórczo przygotowany zestaw informacji, zachęcający do skorzystania z oferty, który jednak finalnie doprowadzał do zainwestowania pieniędzy. Jak zaznacza KNF, była to de facto działalność polegająca na oferowaniu instrumentów finansowych. W ten sposób sprytnie obchodzono limit 149 uczestników oferty prywatnej.