Same banki hipoteczne nie narzekają na brak zainteresowania inwestorów. W ciągu dwóch lat – od końca 2015 r. do końca I kwartału 2018 r. – wartość wyemitowanych papierów wzrosła z 5,2 mld zł do 18,4 mld zł. Coraz więcej banków komercyjnych jest zainteresowanych uczestnictwem w rozwoju rynku i kilka zgłosiło zamiar stworzenia własnych banków hipotecznych, widząc w nich możliwość pozyskania wieloletniego finansowania kredytów hipotecznych, co stanowi istotną odmianę dla obecnego modelu, w którym banki finansują kredyty głównie depozytami.
A z czego wynika popularność listów zastawnych wśród inwestorów?
Bezpieczeństwo priorytetem
Przede wszystkim z niezwykle niskiego poziomu ryzyka związanego z inwestycją, który wynika niejako już z samej definicji banku hipotecznego. Ich przeznaczeniem jest udzielanie i obsługa kredytów hipotecznych, a więc najbezpieczniejszej części bankowego biznesu skierowanego do klientów indywidualnych. Wszak to kredyty hipoteczne cieszą się najniższą szkodowością.
Listy zastawne są niczym innym jak obligacjami – zabezpieczonymi właśnie na portfelu pracujących kredytów hipotecznych, przy czym w ustawie wprowadzono kilka dodatkowych bezpieczników. Wartość kredytów zabezpieczających listy zastawne nie może przekraczać 80 proc. długoterminowej wartości nieruchomości (jest to wartość rynkowa skorygowana o 5–25 proc.). Wartość emisji listów zastawnych nie jest przy tym równa wartości zabezpieczenia – bank musi zapewnić co najmniej 10-proc. nadzabezpieczenie oraz zapewnić płynność wystarczającą na pokrycie płatności odsetkowych na sześć miesięcy do przodu. Testy płynności przeprowadzane są nie rzadziej niż co trzy miesiące, a test równowagi pokrycia listów zastawnych zabezpieczeniami nie rzadziej niż co pół roku. Kontrolę nad rejestrem zabezpieczenia sprawuje niezależny powiernik wskazany przez Komisję Nadzoru Finansowego.