Odczyt ten z reguły jest w IV kwartale najwyższy w całym roku (w grudniu 2018 r. wyniósł 53,5 proc.), ale też warto odnotować, że w poprzednich odczytach z 2019 r. odczyty były wyraźnie wyższe niż w takich samych okresach poprzedniego roku (o 5 do 14 pkt proc.), jak również przekraczały wysokość odczytów z lat 2011–2012, gdy po raz ostatni w Polsce mieliśmy do czynienia z inflacją w granicach 4–5 proc. Trudno więc mówić o efekcie jednorazowym. Eugeniusz Gatnar – członek Rady Polityki Pieniężnej opowiadający się za zacieśnieniem polityki monetarnej – w wywiadzie dla PAP uznał, że odczyt na tym poziomie implikuje 4,3-proc. inflację za 12 miesięcy.

W przypadku oczekiwań inflacyjnych konsumentów 41,8 proc. z nich spodziewa się wzrostu inflacji, ale w tym wypadku odczyt nie należał do rekordowych. W latach 2010–2012 comiesięczne odczyty przekraczały nawet 50 proc. Również w przypadku tego – comiesięcznego – badania cyklicznie widoczny jest skok oczekiwań inflacyjnych w grudniu (przed rokiem z 27,9 proc. do 39,1 proc.), zatem przy wyciąganiu daleko idących wniosków na podstawie styczniowego odczytu warto zachować ostrożność. Mimo to Eugeniusz Gatnar uznał, że tak wysoki odsetek respondentów oczekujących przyspieszenia wzrostu cen implikuje inflację na poziomie 4,7 proc. w ciągu najbliższych 12 miesięcy.

Oczywiście są to argumenty przemawiające za inwestycją w obligacje inflacyjne, nawet nie bacząc na efekt wysokiej bazy. Jednak w samej RPP przewagę ma frakcja gołębia, zakładająca, że bliżej jest do obniżki stóp niż ich podnoszenia, a argumentem ma być rysujące się spowolnienie gospodarcze, które powinno się przełożyć na niższe tempo wzrostu cen, a także spowalniający rynek pracy. Część ekonomistów obawia się jednak, że wzrost płacy minimalnej może wpłynąć także na żądania płacowe lepiej zarabiających.