W latach 2021–2025 Ministerstwo Finansów musi zrefinansować (lub spłacić) zapadające zadłużenie warte 673,5 mld zł. To prawie 62 proc. zadłużenia Skarbu Państwa. Do 2030 r. zapada dług wart 1003 mld zł, czyli 92 proc. całości zadłużenia. Liczby te wskazują na znaczące uzależnienie kosztów finansowania od tego, co wydarzy się na rynku długu w najbliższych latach.
Co wydaje się truizmem, ale tylko przy tak ułożonej strukturze zapadalności resort finansów polega w większej części – także niż w minionych latach – na krótkoterminowym finansowaniu. Im krótszy termin zapadalności, tym niższe są bieżące koszty odsetkowe (krótki dług z reguły ma niższe oprocentowanie), ale ceną jest ryzyko poniesienia wyższych kosztów w przyszłości, gdyby sytuacja miała się zmienić.
Darmowy lunch
Udział krótkoterminowego zadłużenia (o zapadalności poniżej 12 miesięcy) wzrósł na koniec listopada 2020 r. (dane na koniec grudnia będą dostępne 1 marca) do 15 proc., z 10,8 proc. przed rokiem. Ta niepokojąco wyglądająca zmiana traci nieco znaczenie, jeśli uświadomimy sobie dwa fakty: udział zadłużenia zapadającego w terminie do trzech lat wynosił 39 proc. i nie różnił się istotnie w trzech ostatnich latach (w latach 2014–2017 było to bliżej 35 proc.). Po drugie krótki dług coraz częściej uzyskuje ujemną lub zerową rentowność. W styczniu br. resort finansów sprzedał dwuletnie papiery z zerową rentownością. Trudno się dziwić pokusie sięgania po nowe środki (lub refinansujące zapadający dług), gdy nie trzeba ponosić kosztów z tego tytułu.
Odrobinę tylko gorzej sytuacja wygląda, gdy obserwację rozszerzymy na zadłużenie zapadające do pięciu lat – na koniec listopada było to prawie 65 proc. i jest to zmiana już zauważalna w porównaniu z latami wcześniejszymi, szczególnie z 2015 r., gdy było to niecałe 57 proc. – resort finansów stopniowo, rok po roku skracał terminy zapadalności długu. Strategia zarządzania długiem zakłada utrzymanie średniej zapadalności w terminie zbliżonym do pięciu lat. Na koniec listopada było to jednak niecałe 4,7 roku wobec 5,3 roku w 2016 r. Choć zmiana jest dostrzegalna, to jednak na tyle mała, że nie wywołuje jeszcze większego zaniepokojenia.
Szklana kula
Można wytknąć, że resort finansów nie wykorzystał ostatnich – dobrych dla rynku obligacji – lat do wydłużenia terminów zapadalności długu, korzystając z rekordowo niskiej rentowności długoterminowych papierów. Udział długu dłuższego niż 10 lat spadł poniżej 6 proc., z 9,5 proc. w 2014 r. Z drugiej strony korzyścią jest niższy koszt finansowania (nawet zerowy dla naprawdę krótkich papierów). Trudno też mieć do zarządzających naszym długiem prawdziwe pretensje – skrócenie terminów zapadalności jest korzystne, kiedy rentowności spadają.