Od końca I wojny światowej typowa dla rynków sytuacja to taka, w której rentowność obligacji 10-letnich USA przekracza wysokość inflacji. Średnia różnica z lat 1918–2021 (z uwzględnieniem inflacji w czerwcu i rentowności na koniec lipca) to 1,72 proc. na korzyść inflacji, a mediana jest jeszcze wyższa i sięga 2,13 proc. Oczywiście rzadko się zdarza, by zarówno inflacja, jak i rentowności obligacji wyznaczały szczyty i dołki trendów w ostatnim dniu roku (dane na wykresie pochodzą z końca każdego roku), niemniej ponadstuletnia historia pozwala na postawienie niezbyt oryginalnej tezy – rentowność obligacji dziesięcioletnich zazwyczaj jest dostatecznie wysoka, by pozwalała uchronić oszczędności przed skutkami wzrostu cen.
Historia kołem się toczy
Oczywiście zdarzały się od tej zasady wyjątki dobrze widoczne na wykresie. Szczególnie wyjątkowy okres przypadł jednak na lata II wojny światowej (liczonej od 1941 r., czyli od momentu przystąpienia do niej USA) i krótko po niej oraz po zakończeniu I wojny światowej, co można tłumaczyć mentalnością inwestorów, którzy w chwilach największego zagrożenia i niepewności wybierają bezpieczeństwo inwestycji, nawet jeśli oznacza to realną utratę siły nabywczej oszczędności.
Później zdarzyły się jeszcze trzy podobne sytuacje – na początku lat 50. Inflacja jednorazowo wzrosła w okolice 8 proc., a obligacje nie podążyły za wskaźnikiem CPI (w zasadzie podążyły, czego na wykresie nie widać, po prostu rentowność rosła w innych miesiącach, ale i tak była niższa od inflacji), w połowie lat 70. (szok naftowy) i pod koniec lat 70. (przewrót w Iranie), kiedy rentowności wprawdzie ostro rosły, tyle że podążały za inflacją, a nie przed – jak działo się to zazwyczaj. To ostatnie zdanie ma pewne znaczenie – zwykle rentowność obligacji rosła, „przewidując" późniejszy wzrost inflacji, a w latach 80. rentowność utrzymywała się grubo powyżej inflacji, co było wynikiem konserwatywnych działań banku centralnego zdeterminowanego do walki z inflacją, przy czym pod rządami Alana Greenspana (1987–2006) antyinflacyjna fobia Fedu się zmniejszyła, a Ben Bernanke bardziej bał się deflacji (za jego kadencji zdarzyły się dwa lata, w których rentowność obligacji w następstwie ich skupu przez Fed okazała się wyższa od inflacji). Obecny szef Fedu Jerome Powell nie tyle nie boi się inflacji, ile zdaje się w ogóle powątpiewać w jej istnienie.
Niemniej,Amerykanie czują ją w portfelach równie wyraźnie jak Polacy.
Jednorazowa czy trwała?
Trudno odpowiedzieć na pytanie, „co by było, gdyby", niemniej jest faktem, że banki centralne, dokonując skupu obligacji, ingerują w rynek i – ponieważ stoją po stronie popytu – obniżają rentowność obligacji. Obecnie różnica w rentowności obligacji 10-letnich i wskaźnika inflacji sięga 4,15 pkt proc. i jest najwyższa od 1951 r. Z historii ostatnich stu lat wiemy, że nie jest to stan dla rynku normalny, zatem należy oczekiwać, że sytuacja się zmieni. Do wyboru są dwie drogi – albo inflacja – jak twierdzą przedstawiciele banków centralnych – zacznie spadać, albo rentowności zaczną rosnąć.