Dotąd najniższe oprocentowanie miały na nim trzyletnie obligacje o zmiennym oprocentowaniu opartym właśnie na WIBOR. W pierwszym okresie odsetkowym było to (nadal jest) wprawdzie 1,1 proc., ale w kolejnych okresach już tylko 0,25 proc., co sprawiało, że z punktu widzenia inwestorów sensowniejszym rozwiązaniem był zakup papierów trzymiesięcznych oprocentowanych na 0,5 proc. lub nawet dwuletnich dających 1 proc. Jednak teraz perspektywa się zmienia. W drugim okresie odsetkowym oprocentowanie trzylatek wyniesie przynajmniej 0,8 proc. (aktualna stawka WIBOR 6M), więc – przy ich rentierskim charakterze – jest to oferta wyraźnie lepsza niż papiery trzymiesięczne, zwłaszcza dla kogoś, kto nie planuje korzystania z kapitału w okresie inwestycji. A to przecież nie musi być koniec. Każda kolejna podwyżka stóp podbije WIBOR jeszcze mocniej, zatem w obecnych warunkach obligacje trzyletnie mogą zyskiwać na popularności, szczególnie kosztem dwulatek o stałym oprocentowaniu, ale także i papierów trzymiesięcznych. Zaletą tych ostatnich pozostaje jednak krótki okres do wykupu i to on – a nie oprocentowanie – jest sekretem ich popularności.

A co z papierami czteroletnimi? W pierwszym roku ich oprocentowanie wynosi 1,3 proc., a w kolejnych latach jest to inflacja powiększona o 0,75 pkt proc. marży. Obligacje kupione w listopadzie 2020 r. w nowy okres odsetkowy wejdą z oprocentowaniem 6,55 proc., a kupione przed dwoma laty (wtedy marża była wyższa) będą oprocentowane na 7,05 proc. A prognozy ekonomistów zakładają dalszy wzrost inflacji, nawet powyżej 6 proc. w I kwartale przyszłego roku.

Dopóki mamy w Polsce ujemne realne stopy procentowe (stopy procentowe poniżej inflacji), dopóty to obligacje indeksowane inflacją będą dawać najwyższe stopy zwrotu przy najniższym ryzyku kredytowym (papiery korporacyjne mogą być oczywiście oprocentowane wyżej, ale za cenę wyższego ryzyka). Niemniej warto pamiętać o efekcie bazy – wystrzał inflacji dziś powoduje, że za rok o jej powtórzenie może być trudno.