Emitent, który przed podwyżkami stóp płacił za obligacje 5 pkt proc. ponad WIBOR 6M, po wzroście tego ostatniego do 2,5 proc. zanotuje ponad 40-proc. wzrost kosztów odsetkowych. Emitent, który płaci 1 pkt proc. marży, zanotuje wzrost kosztów odsetkowych o... 180 proc. A jeśli WIBOR – zgodnie z prognozami – dotrze do 3,5 proc., wzrost kosztów sięgnie odpowiednio 62 proc. i 260 proc.
Dla emitentów, którzy gros finansowania pozyskują z rynku obligacji, zmiany będą miały realne przełożenie na wynik netto, choć trudno jeszcze o konkretne prognozy. Przed emocjonalnymi reakcjami inwestorów powinna chronić świadomość, że koszty rosną z naprawdę niskiej bazy. Choć dla kogoś, kto płacił 5,25 proc. odsetek, skok do 8,5 proc. nie będzie bezbolesny.
Elitarny rynek
Niemniej, inwestorzy na Catalyst wydają się nieźle chronieni przed skutkami zmian. Od afery GetBack władze giełdy zrobiły sporo, żeby utrudnić wstęp na rynek regulowany emitentom, nazwijmy ich, niekredytowalnym przez banki, począwszy od wartości emisji, która nie może być mniejsza niż 5 mln zł. Poza tym inwestorzy, również indywidualni, operujący na Catalyst zdążyli się w minionej dekadzie mocno podszkolić z ryzyka kredytowego. Nie wszystkim emitentom obecność na Catalyst i obowiązek publikacji raportów okresowych jest więc na rękę. Najbardziej zagrożeni emitenci ukrywają się przed światłem rynku publicznego.
W efekcie jakość Catalyst wzrosła, co widzimy w ostatnich latach – liczba defaultów kurczy się z roku na rok. Trzeba jednak pamiętać, że to nie tylko zasługa regulacji i elitarnego charakteru Catalyst, ale także koniunktury gospodarczej. Co prawda lockdowny szarpnęły koniunkturą, ale trwało to zbyt krótko, żeby przedsiębiorcy zdążyli się „wykrwawić", a późniejsze odbicie gospodarki rekompensowało straty. Oczywiście, to tylko ogólny obraz.