Ktoś jednak musi zapłacić rachunek za przecenę obligacji i oczywiście spada on na inwestorów. Najlepiej wychodzą na zmianach inwestorzy zagraniczni. Ich udział w finansowaniu Skarbu Państwa spadł z 40,3 proc. w 2014 r. do 14,7 proc. na koniec października 2021, a tak duży spadek oznacza, że zobowiązania skurczyły się także w ujęciu nominalnym (z 207 mld zł w 2015 r. zrobiło się 126 mld zł). W ostatnich latach dług skarbowy kupowały przede wszystkim banki – z 17 proc. w 2012 r. udział wzrósł do 52,2 proc. obecnie, przy czym prawie 10 proc. trzyma na książce NBP, który kupował dług w 2020 i 2021 r., czyli – z punktu widzenia inwestora – w najgorszym możliwym momencie (po najwyższych cenach). Skokowo wzrosła też rola banków komercyjnych i to już zasługa podatku bankowego – obligacje skarbowe zwolnione są z podatku od aktywów. O ile sporo i regularnie pisuje się o tym, o ile banki poprawią wyniki odsetkowe, to już niewiele o tym, ile straciły na przecenie obligacji skarbowych. A nominalnie ulokowały w nich 370 mld zł. Nawet 5 proc. straty na wycenie oznaczałoby 18,5 mld zł, a przecież obligacje dziesięcioletnie potaniały o 20 proc., a pięcioletnie o 16 proc. w 2021 r. Kupującymi w ostatnich latach byli też inwestorzy indywidualni i instytucje rządowe i samorządowe (łącznie 115 mld zł wobec 42 mld zł na koniec 2015 r.). Jednak inwestorzy indywidualni nie muszą liczyć strat na wycenie, zresztą mają ich niewiele, bo kupowali przede wszystkim obligacje oszczędnościowe indeksowane inflacją. Co ciekawe, na przestrzeni 2021 r. zaangażowanie inwestorów indywidualnych w papiery skarbowe przekroczyło zaangażowanie funduszy inwestycyjnych (44,9 mld zł w październiku). Podaż skarbówek ze strony funduszy może więc zacząć niebawem wysychać, co przybliżałoby korektę wzrostową na tym rynku.