Przypomnijmy - wstępny odczyt PKB w III kwartale wyniósł 3,9 proc. r/r, w październiku przybyło 166 tys. etatów poza rolnictwem, a indeks ISM dla usług wzrósł w tym okresie do 55,8 proc. Inwestorzy skupili się jednak na przyszłości - negatywne informacje o kolejnych stratach czołowych amerykańskich banków, doprowadziły do powrotu obaw o przyszły stan amerykańskiej gospodarki. Zwłaszcza, że w ostatnich tygodniach sam szef FED przyznał, że to właśnie problemy sektora finansowego mogą jej najbardziej zaszkodzić w najbliższych kwartałach. Tym samym do 65 proc. wzrosły szanse, iż podczas zaplanowanego na 11 grudnia b.r. posiedzenia, Rezerwa Federalna ponownie obniży stopy procentowe. Trzeba przyznać, że więcej w tym rozumowaniu emocji, niż rozsądku - członkowie FED zdecydują się na taką decyzję wtedy, kiedy otrzymają mocne dane sugerujące, iż gospodarce może grozić tzw. twarde lądowanie. A jak na razie nic takiego nie nastąpiło. Dodatkowo w ostatnim komunikacie wyraźnie zaznaczono, że ryzyko wzrostu inflacji jest równoważne możliwości dalszego spowolnienia gospodarki. To oznacza, że FED liczy się z ryzykiem wystąpienia presji inflacyjnej - zwłaszcza, że sprzyja temu dynamicznie taniejący dolar. Wzrost cen już jest widoczny w pozostałych światowych gospodarkach, które odczuwają na sobie spekulacyjne zwyżki cen ropy z ostatnich tygodni. Przypomnijmy, że według wstępnych szacunków dynamika inflacji konsumenckiej w strefie euro przyspieszyła w październiku do 2,6 proc. r/r i najpewniej ten temat zostanie podjęty na najbliższym posiedzeniu Europejskiego Banku Centralnego, czyli jutro. Inwestorzy zaczynają spekulować, czy dalszy wzrost cen nie wymusi na członkach ECB decyzji o podwyżce stóp procentowych w najbliższych miesiącach. Tym samym jutrzejsza konferencja prasowa Jean-Claude Tricheta będzie uważnie śledzona przez inwestorów. Zwłaszcza, że może mieć spore znaczenie dla perspektyw notowań EUR/USD w kolejnych dniach. Warto jednak pamiętać, że aprecjacja europejskiej waluty po części zastępuje efekt potencjalnych podwyżek stóp procentowych. Głównym problemem dla ECB powinna być zatem odpowiedź, jak zatrzymać dalszą deprecjację amerykańskiej waluty, gdyż to ona staje się źródłem globalnej inflacji (przez wspomniany wcześniej spekulacyjny wzrost cen towarów i surowców). Czy zbliżamy się zatem do momentu, kiedy zapadnie decyzja o przeprowadzeniu skoordynowanej akcji przez największe banki centralne w celu obrony dolara? Być może. Na rynku mówiono, że może do tego dojść, kiedy kurs EUR/USD przebije poziom 1,50. Tyle, że rzeczywistego terminu potencjalnej interwencji nie da się przewidzieć. Niestety, może ona przynieść tylko krótkotrwały efekt. Zwłaszcza, że najsławniejsi inwestorzy, tacy jak Warren Buffet i George Soros dali w ostatnich dniach do zrozumienia, że nie widzą dobrych perspektyw dla amerykańskiej gospodarki. Z kolei Chińczycy posiadający 1,4 biliona rezerw walutowych w amerykańskiej walucie zaczynają coraz głośniej mówić o konieczności rozważenia zmiany ich przyszłej struktury. Dzisiaj w nocy naszego czasu, wiceprezes stałego komitetu w chińskim parlamencie, Cheng Siwei przyznał, iż rezerwy powinny być efektywnie zarządzane, chociażby poprzez inwestycje w mocniejsze waluty, kosztem słabszych. Później nieco się z tego wycofał, dodając, że nie miał na myśli zwiększenia zakupów europejskiej waluty kosztem dolara. Jednak już Xu Jian, zastępca Ludowego Banku Chin nie pozostawił na dolarze suchej nitki. Jego zdaniem amerykańska waluta będzie nadal tracić w 2008 r., a jej globalna pozycja będzie się pogarszać. Nie wykluczył przy tym, że beneficjentem tego stanu rzeczy będzie złoto, którego cena za uncję może osiągnąć poziom 1.000 USD za rok.
W efekcie kurs EUR/USD odnotował dzisiaj rano historyczne maksimum na poziomie 1,4703, a GBP/USD 2,1053. Nowe minima w swojej ponad 30-letniej historii zanotował też koszyk dolarowy obrazujący relację "zielonego" względem sześciu głównych walut. Warto jednak zwrócić, że chińskie rewelacje to nic nowego, a władze monetarne Państwa Środka mają tak naprawdę ograniczone pole manewru. Są niejako postawione w roli słonia, który rozpaczliwie chce uciec ze składu porcelany. Tym samym ostatni spadek wartości dolara to w coraz większej części wynik emocji, zwłaszcza, że tak jak pisałem wcześniej, grudniowa obniżka stóp procentowych w USA wcale nie jest przesądzona. Analiza techniczna sugeruje, że zwyżka EUR/USD może ulec zatrzymaniu w okolicach 1,4770, po czym może czekać nas korekta w okolice 1,44-1,45. Trudno będzie jednak liczyć na trwalsze odwrócenie trendu, a końcówka 2007 r. może przypominać tą sprzed 3 lat, kiedy to kurs EUR/USD ustanowił swoje średnioterminowe maksimum 31 października b.r. A co ze złotym? Dzisiaj rano był mocniejszy niż wczoraj - kurs USD/PLN odnotował nowe minimum na 2,4590 zł, a EUR/PLN zbliżył się do 3,61 zł. Tak niskie poziomy zostały dosyć szybko wykorzystane przez importerów do zakupów walut - o godz. 13:00 za euro płacono już 3,6330 zł, a za dolara 2,4750 zł. Nie można wykluczyć, że część zagranicznych funduszy postanowiła zrealizować zyski przed wspominanym wcześniej jutrzejszym posiedzeniem Europejskiego Banku Centralnego, które może mieć znaczenie dla notowań EUR/USD. Z kolei inni mogli dojść do wniosku, że rząd PO-PSL wcale nie będzie tak liberalny jak tego wcześniej oczekiwali. Wczoraj przyszły premier Donald Tusk przyznał, że przyjęcie euro zostanie poprzedzone dokładną analizą kosztów i skutków dla gospodarki, chociaż podtrzymał termin 2012 r., a ze strony PSL półoficjalnie pojawił się kosztowny dla budżetu pomysł rozszerzenia ulgi rodzinnej na wszystkich podatników. Może się także okazać, że w projekcie przyszłorocznego budżetu nie dojdzie do znaczących zmian, gdyż po prostu nie będzie na nie czasu. Analiza techniczna sugeruje, iż na parze EUR/PLN rozpoczął się proces budowania krótkoterminowego podwójnego dna. Jeżeli sytuacja na rynkach akcji będzie się pogarszać, a EUR/USD wyhamuje wzrosty, to można będzie się spodziewać zwyżki euro w okolice 3,67 zł w ciągu kolejnych dni. Z kolei USD/PLN mógłby powrócić powyżej 2,50 zł.
Sporządził:
Marek Rogalski
Główny Analityk