Prorocy globalnej recesji wciąż snują pesymistyczne prognozy dla gospodarki

Autorytety ekonomiczne różnią się od rynkowych tym, że są o wiele mniej chętnie słuchane przez rządy oraz inwestorów. Kryzys spowodował jednak, że niektórych ekonomistów zaczęto uznawać za proroków, którzy przewidzieli światowe załamanie

Publikacja: 10.04.2009 01:21

Prorocy globalnej recesji wciąż snują pesymistyczne prognozy dla gospodarki

Foto: Archiwum

Globalna recesja potrwa jeszcze bardzo długo. Zwłaszcza że próby jej powstrzymywania przez rząd USA są nieudolne – taki obraz wyłania się z opinii wielu światowych autorytetów ekonomicznych. Ludzie ci czasem wielokrotnie ostrzegali przed czekającym Amerykę i świat kryzysem gospodarczym. Rządy, banki centralne ani opinia publiczna zazwyczaj nie zwracały uwagi na ich ostrzeżenia.

Powodem braku reakcji było to, że często te apokaliptyczne prognozy były raczej mało konkretne, a ich autorzy podnosili gospodarczy alarm czasem zbyt wcześnie, a ówczesne autorytety (m.in. Alan Greenspan) wykazywały niezachwiany optymizm co do perspektyw rozwoju amerykańskiej i światowej gospodarki.

Z ostatnich wypowiedzi znanych ekonomistów wieje pesymizmem. Wieszczą długotrwałą recesję, wzrost bezrobocia w USA, nacjonalizację banków... Ich prognozy dla Europy nie są również zbyt korzystne. Krytycznie oceniają działania antykryzysowe podjęte przez rządy.

Większość ekonomicznych guru, których prezentujemy, nie zostawia suchej nitki na forsowanym przez amerykański departament skarbu planie wykupu toksycznych aktywów. Niektórzy nazywają go nawet rabunkiem podatników. Uderzające jest to, że słowa krytyki wobec obecnej polityki rządu USA płyną zarówno z ust liberałów, jak i neokeynsistów. Wskazują jednak inne drogi wyjścia z kryzysu.

Paul Krugman i Joseph Stiglitz są wielkimi zwolennikami stymulowania gospodarki pieniędzmi podatników (pierwszy z nich udzielił ogromnego kredytu zaufania administracji Obamy). Stephen Roach gorąco się przeciwstawia wszelkim ideom tego typu.

Wśród ekonomicznych guru sporą grupę stanowią ludzie zapatrzeni w filozofię brytyjskiego, etatystycznego ekonomisty Johna Maynarda Keynesa. I nic dziwnego. Jednym z kozłów ofiarnych globalnego kryzysu stał się wolny rynek. Rządy na całym świecie zwiększają obszar ingerencji państwa w gospodarkę i uchwalają kosztowne plany stymulacyjne. Snują plany zwiększenia regulacji rynków finansowych i dążą do likwidacji rajów podatkowych.

Neoliberalna doktryna traci wyznawców, a światowi przywódcy wieszczą powstanie nowego, bardziej „uporządkowanego” ładu gospodarczego. Ekonomiści, tacy jak Galbraith i Stiglitz, są uznawani za proroków tej nowej ery. Warto więc wiedzieć, jakie poglądy głosili w ostatnich latach i co mówią obecnie. Nawet jeśli się z tym nie zgadzamy.

[srodtytul]Oszczędzanie zakończy kryzys

Stephen Roach

szef Morgana Stanleya na Azję[/srodtytul]

Stephen Roach od ponad ćwierć wieku jest związany z Morganem Stanleyem, jednym z zaledwie dwóch banków inwestycyjnych z Wall Street, które przetrwały zeszłoroczne zawirowania. Przez kilkanaście lat pełnił funkcję głównego ekonomisty, a od 2007 r. jest szefem rady nadzorczej azjatyckiego oddziału Morgana Stanleya. Nie bez przyczyny Roach jest określany „odwiecznym niedźwiedziem” (ang. perennial bear) – jest tak ze względu na jego częste fatalistyczne przepowiednie dla rynków i gospodarek.

Jesienią 2004 r. na jednym ze spotkań z zarządzającymi Roach zadziwił wszystkich zebranych, stwierdzając, że amerykańska gospodarka ma mniej niż 10 proc. szans, żeby uchronić się przed ekonomicznym „Armagedonem”. Można powiedzieć – prorok. Tyle że przedwczesny. Bo każdy inwestor czy biznesmen, który zechciałby wziąć sobie do serca tamtą przepowiednię i wycofać się z rynku, przez kolejne dwa lata z okładem straciłby przez Roacha mnóstwo wyśmienitych okazji do zarobku.

W czasie forum w Davos na początku 2008 r. Roach stwierdził, że obecna recesja w USA będzie znacznie bardziej dotkliwa niż krach po boomie dotcomów. Mówił wtedy o USA i Wielkiej Brytanii: – Uzależniliśmy się od kredytów jak nigdy wcześniej. Gdybyśmy prowadzili nasze gospodarki w starym stylu, kiedy oszczędności i konsumpcja są finansowane dochodami, może nie wpadlibyśmy w cały ten bałagan, który mamy. Co do recesji Roach miał rację, co do jej długości – nawet i on nie był wystarczająco pesymistyczny. Przewidywał recesję trochę dłuższą niż rok, a zanosi się, że może potrwać sporo dłużej.

Trafnie odgadł, że w celu przezwyciężenia kryzysu konieczne będą głębokie cięcia stóp procentowych, ale także i w tym wypadku nie doszacował ich skali – obstawiał, że Fed zetnie stopy do 1–1,5 proc., a wynoszą teraz 0,25 proc. Roachowi na plus trzeba zapisać fakt, że w przeciwieństwie do innych ekonomistów nie oczekiwał, że kryzys ominie emerging markets i nie wróżył, że przejmą one od USA rolę lokomotywy światowego wzrostu. Przeciwnie – od początku twierdził, że Azji i innych młodych rynków kryzys nie ominie.

Obecnie Roach nie liczy na to, że z recesji uda się wyjść szybko. Skrytykował wyniki ostatniego szczytu G20 w Londynie. Jego zdaniem, rady światowych liderów nie mają ekonomicznego sensu. Wskazał, że nieodpowiedzialne jest mówienie Amerykanom, żeby nie oszczędzali, tylko jak najwięcej konsumowali, bo nie wydźwignie to gospodarki z recesji, a może pogłębić problemy z nadmiernym zadłużeniem narosłe w poprzednich latach.

Zdaniem Roacha, obecnie należy dążyć do odwrócenia światowej nierównowagi. I tak właśnie Amerykanie powinni teraz jak najwięcej oszczędzać, a Chińczycy, z oszczędności których przez ostatnie lata finansowana była amerykańska konsumpcja, powinni zacząć z nich jak najprędzej korzystać. Gdyby amerykańsko-chińska nierównowaga się utrzymała, po zażegnaniu obecnego kryzysu, według Roacha, światu może wkrótce grozić kolejny, i to dużo ostrzejszy.

[srodtytul]Recesja i bessa jeszcze długo potrwają

Nouriel Roubini

profesor Uniwersytetu Nowojorskiego, założyciel ośrodka analitycznego RGE Monitor[/srodtytul]

Gdy we wrześniu 2006 r. profesor Uniwersytetu Nowojorskiego Nouriel Roubini wystąpił na forum Międzynarodowego Funduszu Walutowego, wieszcząc bezprecedensowe załamanie na amerykańskim rynku nieruchomości oraz szok naftowy, które szybko doprowadzą do głębokiej recesji, spotkał się nie tylko z lekceważeniem, ale wręcz z kpinami. Nawet gdy te kasandryczne prognozy zaczęły się ziszczać, jego krytycy wskazywali, że to tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności, gdyż Roubini od zawsze znany był jako „permanentny niedźwiedź”.

Jak mówili, nawet zepsuty zegar dwa razy dziennie wskazuje właściwą godzinę. Choć argument ten faktycznie stosuje się do większości ekonomistów, którzy jakoby przepowiedzieli załamanie na rynkach finansowych, Roubiniego akurat nie dotyczy. On bowiem przewidział nie tylko samo wystąpienie kryzysu, ale też jego anatomię i przebieg. Wskazywał, że właściciele domów przestaną spłacać kredyty, co z kolei doprowadzi do idących w biliony dolarów strat na opartych o nie papierach wartościowych. W rezultacie upadnie wiele funduszy inwestycyjnych, banków inwestycyjnych, a nawet takich instytucji, jak Freddie Mac i Fannie Mae.

Do tych pesymistycznych wniosków Roubini doszedł, obserwując kolejne rynki wschodzące, które w latach 90. padały ofiarami kryzysów walutowych. Jak zauważył, w przededniu kłopotów państwa te charakteryzowały się ogromnymi deficytami na rachunkach obrotów bieżących, finansowanymi zagranicznym długiem, a także słabymi regulacjami sektora finansowego, które skutkowały boomami kredytowymi. W oparciu o te kryteria „największym rynkiem wschodzącym” świata wydały mu się Stany Zjednoczone.

Dziś Roubini jest regularnym gościem programów telewizyjnych, a jego opinie liczą się. Pozostaje jednak pesymistą. Choć Waszyngton wpompował już w gospodarkę biliony dolarów, bez dalszych agresywnych działań stymulacyjnych trwająca oficjalnie od grudnia 2007 r. recesja może, jego zdaniem, przeciągnąć się nawet do końca 2010 r., czemu towarzyszył będzie wzrost stopy bezrobocia powyżej 10 proc. W międzyczasie pod państwową kuratelę trafi wiele instytucji finansowych. Plan Geithnera, który ma oczyścić bilanse banków z toksycznych aktywów, nie jest bowiem alternatywą dla ich nacjonalizacji.

W tej sytuacji nie należy spodziewać się rychłego końca bessy. Gdy w marcu indeksy na całym świecie szły w górę, a takie tuzy jak Mark Mobius obwieszczały powrót rynku byka, Roubini mówił o „hossie frajerów” (sucker rally). Według niego, nowojorskie indeksy mogą jeszcze przebić dołek bessy z 9 marca. Zniżkować będą także ceny amerykańskich nieruchomości (nawet o 20 proc w ciągu półtora roku) oraz surowce, co może poskutkować presją deflacyjną.

[srodtytul]Plany Obamy są dalekie od doskonałości

Joseph Stiglitz

noblista z Banku Światowego[/srodtytul]

Joseph Stiglitz, były główny ekonomista Banku Światowego, laureat ekonomicznego Nobla w 2001 r. (za analizę rynków charakteryzujących się asymetrią informacji), w październiku 2006 r. stwierdził, że „w ciągu następnych 24 miesięcy” światowe rynki finansowe czeka załamanie, do którego przyczyni się spadek cen domów w USA. Podczas tego kryzysu wiele gospodarczych gigantów upadnie. W listopadzie 2007 r. ostrzegał, że amerykańska gospodarka może wkroczyć w recesję. Jesienią zeszłego roku wskazywał, że 700 mld USD przeznaczone w pierwotnej wersji planu Paulsona na wykup toksycznych aktywów okaże się niewystarczającą sumą do zażegnania kryzysu, a sam plan pomocowy dodatkowo zmniejszy zaufanie do amerykańskiej gospodarki.

Stiglitz twierdził pod koniec 2008 r., że prezydent Obama będzie potrzebował 18 miesięcy na ożywienie gospodarki, nawet gdy wszystkie jego posunięcia będą perfekcyjne. W jego opinii, działania nowej administracji są jednak dalekie od doskonałości. Plan wykupu toksycznych aktywów przedstawiony przez sekretarza skarbu Timothy’ego Geithnera nazwał „rabowaniem obywateli”.

– Rząd używa pieniędzy podatników jako gwarancji na wypadek spadku wartości aktywów, podczas gdy potencjalne zyski trafią do inwestorów – stwierdził. Jego zdaniem, plan Geithnera nie zadziała, gdyż w czasie recesji banki nie będą chciały zwiększać akcji kredytowej. Przewiduje, że obecny okres dekoniunktury będzie długi, a załamanie rynków głębokie. Uważa, że rząd USA powinien skupić się głównie na stymulowaniu gospodarki przez wydatki infrastrukturalne.

Jedynymi w miarę jasnymi punktami na gospodarczej mapie świata pozostaną, zdaniem Stiglitza, Chiny i Indie. – Kraje te odnotują wzrost gospodarczy, choć będzie on mniejszy niż dotychczas – wskazał.Większość jego przewidywań dotyczących kryzysu, wypowiedzianych przez ostatnie lata, spełniła się. Były jednak stosunkowo mało szczegółowe. Na przykład w 2007 r. mówił tylko, że „istnieje groźba” recesji w USA. Nie pokusił się o żadne dokładne wskazania, o ile może w jej wyniku spaść amerykański PKB.

[srodtytul]Rząd USA prowadzi fatalną politykę

James K. Galbraith

profesor z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin[/srodtytul]James K. Galbraith, amerykański ekonomista i lewicowy komentator polityczny, jest uznawany za guru neokeynsistów. W 2006 r. ostrzegał, że spadek cen nieruchomości może przyczynić się do spowolnienia gospodarczego w USA. Krytykował Fed za nadmierne skupienie się na powstrzymywaniu inflacji i zaniedbywanie pobudzania wzrostu.

Później wielokrotnie i zaciekle atakował monetarystyczną politykę amerykańskiego banku centralnego, wskazując, że nie doprowadzi ona do zwalczenia kryzysu. Wskazywał jako rozwiązanie zastosowanie recept proponowanych przez keynsistów. Od jesieni wiele rządów na świecie przynajmniej częściowo powróciło do tych metod walki z kryzysem.

Galbraiht wielokrotnie krytykował opracowany przez Timothy’ego Geithnera plan wykupu toksycznych aktywów. Wskazywał, że ożywienie gospodarcze nie nastąpi, póki nie rozwiązany zostanie problem zadłużenia amerykańskich konsumentów. Według niego, banki ograniczają akcję kredytową nie z powodu problemu toksycznych aktywów, ale z powodu obaw o niespłacanie kredytów przez osoby fizyczne i spółki. Plan Geithnera nie jest więc, według Galbraihta, właściwą drogą wyjścia z kryzysu. Sprawi, że podatnicy w jeszcze większym stopniu będą odpowiadać finansowo za niewłaściwe decyzje banków.

Dobrym rozwiązaniem problemu banków mających problemy finansowe byłoby ich przejmowanie przez Federalną Agencję Ubezpieczenia Depozytów (FDIC), następnie restrukturyzowanie przez powołane przez państwo zarządy, a potem sprzedawanie w całości lub w częściach. Koniecznym elementem procesu uzdrowienia systemu finansowego byłoby również wzmocnienie systemu regulacji. Zdaniem Galbraihta, recesja potrwa jeszcze wiele miesięcy.

Trudno uznać Jamesa K. Galbraihta za „rynkową wyrocznię”, choć zyskał status ekonomicznego guru. Jego dorobek jako osoby przepowiadającej trendy jest mały, a prognozy na przyszłość mało konkretne. On sam do takiej roli nie pretenduje. Jest tylko ekonomistą o bardzo wyrazistych poglądach, które przez wiele lat były niepopularne, ale w wyniku kryzysu znowu zostały uznane za modne.

[srodtytul]Sytuacja przypomina czasy "New deal"

Robert Shiller

twórca indeksu S&P/Case Shiller[/srodtytul]

Uważa, że zapaść gospodarcza będzie prawdopodobnie trwać jeszcze kilka lat. W wydanej przed kilku tygodniami książce pt. „Animal Spirits” (wraz z George’em Akerlofem) nawołuje polityków i ekonomistów, by szukając sposobów przezwyciężenia recesji, sięgnęli do psychologii. Bo podstawowym zadaniem jest dziś przywrócenie ludziom zaufania.Robert Shiller uważany jest w Stanach Zjednoczonych za pierwszego eksperta od rynku nieruchomości. W końcu to on (oraz Karl Case i Allan Weiss) opracował metodologię mierzenia cen domów, a oparty na jego pracach indeks S&P/Case Shiller jest głównym barometrem rynku.

Od kilku dekad promuje behawioralne podejście do ekonomii, twierdząc, że na przykład wobec rynku nieruchomości teoria racjonalnego wyboru nie znajduje oparcia w danych. Na kilka lat przed kryzysem w licznych publikacjach prasowych i bardzo popularnych książkach sformułował opinię, że ceny domów znacznie przewyższają poziom równowagi i że z każdym rokiem bańka rośnie, a jej pęknięcie będzie bardzo bolesne, również dla całej gospodarki.

Spytany ostatnio, czy środki, jakie państwa rozwinięte przeznaczają na ożywianie swoich gospodarek, okażą się wystarczające, Shiller mówił: – Musimy sprawić, by ludzie znów zachowywali się normalnie, jak w normalnej gospodarce. Trzeba poczekać i zobaczyć, czy to wystarczy.

Pozytywnie ocenia strukturę planu stymulacyjnego administracji Baracka Obamy, składającego się z cięć podatkowych i inwestycji infrastrukturalnych. Lubi porównywać obecną sytuację do Wielkiego Kryzysu z lat 30., a interwencje rządów w gospodarkę do „Nowego Ładu” Franklina Delano Roosevelta, który, jego zdaniem, „stworzył nowe instytucje, które wzmocniły gospodarkę kapitalistyczną”. – Największe ryzyko jest w tym, że potrzebny bodziec zostanie wykolejony przez niedowiarków, którzy wciąż nie doceniają prawdziwego stanu naszej gospodarki – napisał niedawno na łamach „New York Times”.

Komentując ostatnie dane o cenach domów, powiedział, że należy spodziewać się dalszych zniżek, chociaż „ceny nie mogą zawsze spadać w tym tempie”. Jego zdaniem, sygnałem stabilizowania się rynku mogłyby być dwa kolejne miesiące wzrostu cen. – Najlepszy prognostyk stanowi średnia niedawnych odczytów, nie sam ostatni miesiąc – dodał.Ma kilka pomysłów na to, jak uniknąć podobnego krachu w przyszłości. Wśród nich upowszechnienie kontraktów giełdowych na wartość nieruchomości i wprowadzenie kredytów hipotecznych z odsetkami, malejącymi w przypadku załamania na rynku.

[srodtytul]Dekoniunkturana wiele lat

George Cooper

Bluecrest Capital Management[/srodtytul]

George Cooper, londyński menedżer funduszu, zyskał status ekonomicznego guru po napisaniu kontrowersyjnej książki „The Origin of Financial Crisis: Central Banks, Credit Bubbles and the Efficient Market Fallacy” („Przyczyny kryzysu finansowego: banki centralne, bańki kredytowe i spuścizna efektywnego rynku”). Oskarżył w niej Fed i inne banki centralne o wywołanie obecnego kryzysu.

Wskazał, że nie reagowały, gdy powstawały bańki spekulacyjne, gdyż uważały, że sytuacja na rynkach sama się unormuje. Po wybuchu kryzysu podjęły zaś bardzo poważne i zarazem bardzo spóźnione interwencje. Te same błędy były i są popełniane w obliczu każdego większego kryzysu przez banki centralne. – Preferują one kapitalizm w czasach rozwoju, a socjalizm w obliczu recesji – wskazał.

Zdaniem Coopera, prognozy Fedu mówiące, że recesja zakończy się w tym roku, są prawdopodobne. Jednak, jeśli nawet te oczekiwania się sprawdzą, amerykańska gospodarka jeszcze przez wiele lat nie osiągnie tempa wzrostu sprzed kryzysu. – Długość procesu jest proporcjonalna do czasu, w którym narastała bańka. Jeżeli przyjmiemy pesymistyczne założenia, uznamy, że bańka zaczęła powstawać na początku lat 80., kiedy Amerykanie zaczęli mniej oszczędzać.

Można też przyjąć, że powstała na początku tysiąclecia, na bazie boomu w sektorze nieruchomości. Tak więc dostosowanie może potrwać dekadę – stwierdził.Przyznał również, że plany pomocy dla banków stworzone przez administrację Obamy „przyniosą częściowo dobre rezultaty”, gdyż są „hojne dla sektora prywatnego”.

– Niestety, wszystkie te plany zakładają, że problemem jest jedynie to, iż banki nie chcą udzielać kredytów. Nie myślimy o drugiej części problemu, czyli o tym, że sektor prywatny nie chce zaciągać pożyczek – powiedział.

Coopera trudno uznać za osobę, która przewidziała kryzys finansowy. Swoją książkę opublikował dopiero pod koniec 2008 r., czyli wtedy, kiedy załamanie na rynkach i w gospodarce państw rozwiniętych było już widoczne. Zyskał dzięki tej publikacji opinię guru, choć jego wcześniejsze prognozy dotyczące trendów makroekonomicznych nie są szeroko znane.

[b]Timothy Geithner zawiódł na całej linii

Paul Krugman

profesor ekonomii i stosunków międzynarodowych z Princeton[/b]

Paul Krugman, amerykański ekonomista, laureat Nagrody Nobla w 2008 r., trafnie przewidział azjatycki kryzys finansowy w 1997 r. W 2003 r. ostrzegał, że utrzymywanie nadmiernego deficytu budżetowego przez administrację Busha doprowadzi do dużego kryzysu gospodarczego. W 2008 r., już w trakcie kryzysu subprime, przewidywał, że ceny domów w USA spadną do 2010 r. o 25 proc. W październiku 2008 r. wskazał, że świat wkroczy w następnym roku w recesję.

Obecnie ten noblista pozostaje pesymistą, pomimo że władzę w Waszyngtonie zdobyła bliska mu politycznie ekipa. Ostro krytykował administrację Obamy za jej metody walki z kryzysem, a szczególnie za pomysł skupowania toksycznych aktywów. „To więcej niż rozczarowanie. To przepełnia mnie smutkiem.

Wygląda to tak, jakby prezydent chciał potwierdzić, że on i jego ekipa ekonomiczna są oderwani od rzeczywistości, a ich wizja gospodarki zaciemniona przez nadzwyczaj bliskie związki z Wall Street” – napisał w felietonie dla dziennika „The New York Times”. Jest przekonany, że plan Geithnera będzie tylko marnotrawstwem publicznych środków, które, zdaniem Krugmana, mogłyby zostać użyte do stymulowania popytu. Odczuwające kłopoty banki, według niego, prędzej czy później i tak zostaną znacjonalizowane.

Krugman wskazywał również, że pakiety stymulacyjne w USA i Europie powinny sięgnąć 4 proc. PKB, by recesja została ograniczona. Jeżeli odpowiednie środki nie zostaną podjęte, będzie ona tak długa i dotkliwa jak w Japonii w latach 90. Noblista przekonywał też, że spadki na giełdach nie osiągnęły jeszcze dna, choć możliwe będą krótkotrwałe odbicia.

Przepowiednie Krugmana, jak dotąd, bardzo często nie były trafne. Od 2002 r. nieustannie powtarzał, że albo amerykańska gospodarka już wkroczyła w recesję, albo wkrótce wkroczy. Aż do 2007 r. jego prognozy się nie sprawdzały. Jego krytycy wskazywali często, że jest on zaślepiony przez swoje lewicowe poglądy polityczne i w związku z tym część jego prognoz to tylko projekcja lęków komentatora „The New York Times”.

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów