Nowy tydzień zaczął się kiepsko i wcale nie jest powiedziane, że później będzie lepiej. Na rynku walutowym słabnie wyraźnie złoty, co z pewnością nie pomaga w zakupach na rynku akcji. Do tego cały czas czuć niepokój związany z faktem, że na rynku od dłuższego czasu nie było przyzwoitego spadku cen, a to na dłuższą metę zdrowe nie jest.
Poniedziałek rozpoczął siź na poziomie nieco niższym od piątkowego zamkniźcia. Nie było to zaskakujące, bo końcówka notowań w piątek to były wielkie emocje i duży optymizm, który w dalszej czźści notowań (już na rynkach amerykańskich) nie przełożył siź na stałą poprawź nastrojów.
Do tego doszedł brak optymizmu na rynkach azjatyckich, na których notowania odbywały siź krótko przed rozpoczźciem sesji w Europie. Słabsze otwarcie próbowano zatuszować, ale wyszło jeszcze gorzej. Jeszcze przed rozruchem notowań na rynku akcji pojawił siź wiźkszy popyt na kontraktach. To on wyciągnął ceny nie tylko ponad poziom otwarcia, ale także ponad poziom piątkowego zamkniźcia. Tym samym pojawiły siź nowe maksima czteromiesiźcznego wzrostu cen. Problem w tym, że gdy tylko popyt wyciągający siź wycofał, okazało siź, że nie ma komu kupować.
Ceny błyskawicznie spadły w dół. W efekcie zamiast pokazu siły popytu mieliśmy wyraęny sygnał, że ten popyt sobie nie radzi. A przecież teoretycznie powinien, skoro notowania w piątek zakończyły siź tak świetnie. Wyszło na to, że to świetne zakończenie to lipa. Lipą była także wczorajsza poranna próba. Szybko to do graczy dotarło i już poważniejszych prób podniesienia cen nie widzieliśmy. Można rzec, że wczoraj bykom dopisało szczźście, bo podaż nie była taka znowu silna.
Wczorajsze zachowanie rynku rozczarowuje. W szczególności, gdy porówna się te zmiany do końcówki piątkowych notowań. To nie nastraja optymistycznie na najbliższe?dni. Wydaje się, że jest spora szansa na test poziomu ostatniej luki hossy.