Faktycznie dzień wcześniej zanotowano tam 2 proc. przeceny. Nie jest to może tragedia, ale zaczęto także spekulować o możliwości pojawienia się formacji szczytowej głowy i ramion, która w najlepszym razie oddaliłaby w czasie poważną próbę powrotu do wzrostów. Jak się okazało, niepokój nie potrwał długo.W przypadku notowań w Warszawie mamy swoje lokalne odniesienie.

Notowania rozpoczęły się nisko, ale nie na tyle, by przebić poziom wsparcia testu, którego oczekiwaliśmy już od dłuższego czasu. Jeszcze na początku dnia na rynku terminowym doszło na chwilowego naruszenia tego newralgicznego poziomu, ale popyt szybko skontrował, a podaż nie szczególnie przyciskała. W efekcie ceny po chwilowym pobycie pod poziomem 1750 pkt szybko skoczyły w górę. Zwyżka trwała właściwie całą resztę sesji. Mimo że trwało to tak długo, skala wzrostu nie jest oszołamiająca. W związku z tym jest zbyt wcześnie, by ogłaszać, że popyt sobie na poziomie wsparcia poradził. Poradził sobie, owszem, ale tylko wczoraj. Kolejna próba obniżenia cen nadal jest możliwa. Zatem sprawa majowego dołka nadal jest otwarta.

Przymknęłoby ją wyjście cen nad szczyt z wtorku. Pewnie wtedy zaczęto by mówić o podwójnym dnie czy podobnej dołkowej formacji. Dla nas znaczenie miałby fakt, że ceny oddalałyby się od dołka, negując ostatnią falę spadku. Taka sytuacja byłaby ważna dla szybszych graczy, bo raczej unieważniałaby przewagę podaży, a tym samym podważała sensowność gry na spadek cen. Dla graczy średnioterminowych wyjście cen nad poziom 1810 pkt nie jest jeszcze wystarczającą przesłanką za tym, by powrócić do gry na ich wzrost. Co innego, gdyby pokonany został poziom szczytu z 30 czerwca. Dziś pewnie się to nie wydarzy, bo względem wczorajszego zamknięcia to ponad 100 pkt. Ostatnia zmienność nie pozwala na tak śmiałe prognozy ruchu w trakcie jednego dnia.

W momencie testu dołka z maja baza wynosiła -40 pkt, a więc była dość pesymistyczna. Ten pesymizm był ciekawy o tyle, że na kasowym do analogicznego testu jeszcze nie doszło. Indeks nie znajdował się wczoraj pod poziomem dołka z 26 maja. Jak widać, nastroje były niewspółmiernie złe, co pewnie było czynnikiem wspierającym kupujących.