Sesja w Stanach miała dwa oblicza. Na początku popyt próbował powalczyć, ale gdy okazało się, że sił jednak nie wystarczy, rozpoczął się powolny spadek. To właściwie było osuwanie się. Z tego względu nie ma za bardzo czym się przejmować, a po drugie, nie można wyłuszczyć jednego, przeważającego czynnika, który wpłynął na takie, a nie inne zakończenie notowań za oceanem. Teraz mamy jeszcze do czynienia ze spadkiem cen w strefie azjatyckiej, za który obwinia się osłabienie w Szanghaju. Tam znowu zanotowano spadek cen o ponad 5 proc. Skala spadku indeksu Nikkei w Tokio była znacznie mniejsza. Także spokojniej zachował się indeks w Hong Kongu. Prawda jest taka, że nie należy się za bardzo przejmować skalą zmian w Szanghaju, gdyż wcześniej tamtejsze indeksy zanotowały znaczącą zwyżkę o dynamice, której inne rynki nie doświadczyły. Zatem obecnie obserwowane tam spadki nie dziwią.

Słabszy początek sesji, jakiego się spodziewamy, sam w sobie nie jest niczym istotnym, ale pojawi się w ciekawym momencie. Wczorajsza sesja, mimo pojawienia się nowych rekordów, pozostawiła pewien niesmak związany z mniejszą aktywnością graczy. Na bazie tego mogą pojawić się wątpliwości, czy popyt ma jeszcze wystarczająco dużo siły, by powalczyć o dalszą zwyżkę. Splot okoliczności ostrzegawczych jest spory, a brak odpowiedniej determinacji kupujących może się na bykach zemścić. Nie można wykluczyć, że dziś słabszy nie będzie tylko początek. Nie oznacza to jednak, że już można wszczynać alarm. Zanim pojawią się jakiekolwiek wnioski i prognozy zobaczmy, jak głęboko podaż jest w stanie sprowadzić ceny.

W trakcie dnia pojawią się ważne informacje ze sfery makro. Opublikowana zostanie dynamika polskiej sprzedaży detalicznej. Oczekuje się niewielkiego wzrostu względem wyniku osiągniętego rok wcześniej. Ostatnie dane o płacach wskazują na możliwość poprawy, a przynajmniej braku poważniejszego pogorszenia konsumpcji w Polsce. Dziś także poznamy dynamikę cen nieruchomości w USA oraz poziom nastrojów tamtejszych konsumentów.