Tydzień nie należał do nudnych. Wprawdzie zakończyliśmy go bez wyraźnego trendu, ale te pięć dni przyniosły ciekawe zmiany. Poprzedni tydzień zakończyliśmy silną przeceną. Ten tydzień zaczął się w kiepskich nastrojach, ale okazało się, że poniedziałkowe minimum zostało minimum całego tygodnia.

Już w poniedziałek sytuacja się lekko poprawiła. We wtorek ceny ponownie spadły, ale już nie tak mocno jak w poniedziałek. To było ważne, bo właśnie pierwszego dnia tygodnia pojawiło się nastawienie negatywne, które jeszcze na zamknięciu tego dnia zostało zanegowane. Gdyby we wtorek doszło do spadku poniżej poniedziałkowego dołka, to ponownie należałoby się nastawiać negatywnie.

Spadek zatrzymał się jednak 2 pkt nad poniedziałkowym dołkiem. Później ceny zaczęły się podnosić. Na tyle, że rozważać można było pojawienie się formacji podwójnego dna. Ta pojawiła się faktycznie w środę (doszło do wybicia nad szczyt znajdujący się między dołkami - wystarczająca sytuacja, by mówić o formacji), ale zamiast przyspieszenia rynek siadł. Ceny się cofały. Taka akcja nie mogła się spodobać i czwartek rozpoczął się słabo. Jednak popyt wziął się w garść i już nie było mowy o testowaniu minimów.

W piątek ceny przed południem jeszcze jakoś się trzymały, ale pojawiła się publikacja danych w USA i rynek zanurkował. Okazało się, że sprzedaż detaliczna była znacznie słabsza od oczekiwań rynku. Wprawdzie miało w tym udział osłabienie sprzedaży paliw i samochodów, ale - nie licząc tych czynników - sprzedaż spadła o 0,8 proc. Ogólnie był to najgorszy wynik od marca 2009 roku. Tak złe dane mogły przestraszyć rynki i przestraszyły, ale nie na długo i nie za mocno. Tu może być wskazówka co do szans popytu. Przecena zatrzymała się w okolicy 2330 pkt. To okolice środowego szczytu, który miał być wybiciem z podwójnego dna, a rozczarował i został poprawiony dopiero w czwartek.

Kolejne dołki są ustawione na coraz wyższych poziomach, co sprawia, że nie ma podstaw do poważnego pesymizmu. Pesymizm mógłby się pojawić, gdyby ceny po danych runęły w dół, a tak tego opisać nie można. Tym bardziej że w ostatnich minutach ponownie dawał o sobie znać popyt. Tak umiarkowane cofnięcie po słabych danych sprawia, że nie można porzucić scenariusza próby ataku na poziom szczytu na 2407 pkt, którego pokonanie zmieniłoby nastawienie na pozytywne.