Sesja zakończyła się w całkiem dobrych nastrojach. Indeks na zamknięciu wyznaczył nawet nowe maksimum sesji. Nie można jednak na bazie tego wnioskować o dalszej koniunkturze. Zmiana cen jest zbyt mała. Prawda jest taka, że wczorajsza sesja była szóstą, w ramach której kreślona jest aktualna konsolidacja.
Miejsce konsolidacji nie jest już ważne. Przynajmniej w kontekście wnioskowania, gdzie rynek może teraz pójść. Gdy konsolidacja była krótka, miało znaczenie, że pojawiła się ona tuż pod szczytem. Można było uznać, że jeśli popyt utrzyma przewagę, ten ruch boczny będzie odbierany jako przystanek w zwyżce i dojdzie do ataku na rekordy. Teraz, gdy ceny od sześciu dni wahają się w wąskim przedziale, takie śmiałe bycze spojrzenie nie ma podstaw. Gdyby rynek był faktycznie taki mocny, to ceny wybiłyby się w górę szybciej.
Może więc dystrybucja? Może. Tak jak "może akumulacja". W rzeczywistości można tylko zgadywać. Trwa to zbyt długo, by można śmiało obstawiać jakiś konkretny kierunek. Rynek znalazł się w równowadze i wygląda jakby czekał na nowy impuls, który go z tej równowagi wybije.
Czy wczorajsza końcówka to już wybicie? Zdecydowanie nie. Optymizm przejął władanie nad rynkiem, ale wiele będzie zależało od tego, jak zachowają się rynki zachodnie, czego w momencie zamknięcia wiedzieć nie mogliśmy. Jeśli faza zakupów będzie kontynuowana i indeksy w USA zakończą dzień wzrostem, będzie szansa na dobre rozpoczęcia notowań na naszym rynku. Wtedy też powróci temat możliwości ataku na rekordy.
Samo pokonanie dotychczasowego szczytu zwyżki trwającej od lipca niewiele zmieni. Wydarzeniem będzie dopiero atak na kwietniowy szczyt i dopiero taka sytuacja pozwoli na bardziej optymistyczne wnioski. Przynajmniej w kontekście samej AT. Nowe rekordy półtorarocznego trendu to jest coś, czego nie wolno byłoby nam zignorować. Nastawienie pozytywne zyskałoby kolejne i to bardzo poważne potwierdzenie.