Czy wczoraj padł rekord? To zależy. Opinie mogą być różne, bo sprawa dotyczy wykorzystywanych narzędzi i założeń do analizy. Bez wątpienia za to doszło do wybicia z konsolidacji i już ten fakt zasługuje na uwagę.
W przypadku WIG20 na takie dylematy nie ma miejsca. Biorąc pod uwagę poziomy indeksu w trakcie sesji, do rekordu wyznaczonego 15 kwietnia zabrakło ok. 24 pkt. Sprawa jest prosta. Indeks nowych rekordów nie wyznaczył.
Na terminowym sytuacja jest bardziej złożona. Gdy wyznaczane były kwietniowe rekordy, kurs kontraktów był niższy od indeksu, co później było korygowane przez korekty wartości WIG20 w związku z wypłatą dywidend. 15 kwietnia seria czerwcowa (bo ta wtedy była najpłynniejszą) wyznaczyła maksimum na poziomie 2600 pkt. Wczorajsze maksimum to 2606 pkt, a więc wyżej, czyli rekord na terminowym jest. Mowa tu jest jednak o prostym wykresie zbudowanym z kolejnych serii. Nie jest on korygowany. W związku z tym bardziej odpowiednie byłoby wykorzystanie do porównań tylko serii aktualnej. 15 kwietnia na grudniowej serii kontraktów maksimum znajdowało się na 2607 pkt. Zatem rekordu nie ma.
Do wyrównania zabrakło 1 pkt. Zatem wprawdzie poziom 2600 pkt został w tracie dnia pokonany, a praktycznie tylko naruszony, bo już zamknięcie było niższe, to nadal nie mówimy o rekordach. Na nie poczekamy na wyjście cen kontraktów nad poziom 2607 pkt.
Warto jednak mówić o tym, że wczoraj ceny wyskoczyły w górę, wychodząc na nowe szczyty wzrostu trwającego od początku lipca. Tym samym potwierdzona została zasadność utrzymywania średnioterminowego pozytywnego nastawienia. Nadal pierwszym wsparciem jest poziom 2520 pkt. Zyska on na znaczeniu, jeśli zwyżka będzie kontynuowana. Wtedy szybcy gracze będą mogli wykorzystać jego przełamanie do gry na spadek cen. O ile oczywiście nadal będzie obowiązywać znana od roku "zygzakowana" charakterystyka zmian na rynku.