Piątkowa sesja, jak na część przedłużonego weekendu, wykazała się rewelacyjną wręcz aktywnością. Tę aktywność, a więc i obecność na rynku tych, którzy chcieli sobie odpocząć, wymusiły informacje dotyczące długu państw europejskich, w szczególności sytuacji Irlandii. Od plotek i mniej lub bardziej wiarygodnych wiadomości serwisy wręcz pękały. Rosły także wykresy cen długu irlandzkiego i krajów w podobnie trudnej sytuacji.
Czwartek był pod tym względem dniem najgorszym i można powiedzieć, że nam się upiekło. Świętując Dzień Niepodległości, uniknęliśmy apogeum pesymizmu. Piątkowe nastroje były już nawet z samego rana nieco cieplejsze. Wprawdzie nasz rynek rozpoczął dzień spadkiem i pojawieniem się luki bessy na wykresach, jednak szybko do głosu doszedł popyt i pojawiło się sporej wielkości odbicie.
Odbicie to jednak jeszcze nie negacja spadku. Na razie posiadacze długich pozycji operujący w krótkim terminie nie mogą czuć się komfortowo. Owszem, piątkowe minimum znajduje się w szczególnym miejscu, ale samodzielnie to niczego nie załatwia. Owo szczególne miejsce to poziom linii trendu opartej na dołkach z końca sierpnia i końca października. Ta linia jest najbardziej stromą z kilku wskazujących na przyspieszające tempo wzrostu cen. Jeśli zostałaby pokonana, koncepcja przyspieszenia wzrostu straciłaby na znaczeniu.
Czy więc piątkowe zatrzymanie właśnie na tej linii nie potwierdza owej koncepcji? Nie. Jak już wspomniałem, samo zatrzymanie jeszcze nie potwierdza linii. W jej pobliżu musi dojść do sygnału potwierdzającego przewagę popytu. Piątkowa końcówka jest obiecująca, ale spadek nie został w pełni zanegowany. W związku z tym albo dojdzie do pełnej negacji już wkrótce, albo przyjdzie nam ponownie zbliżyć się do linii trendu.
Co by się stało, gdyby została ona pokonana? Średnioterminowo - nic. Ucierpiałaby koncepcja przyspieszonego wzrostu, ale sam wzrost nadal byłby aktualny. Zmiana nastawienia jest możliwa dopiero po spadku cen pod poziom 2643 pkt.