W poniedziałek główny wskaźnik GPW zdołał utrzymać wartość powyżej 20 tys. punktów, jednak przebieg notowań nie wskazuje by miało to być oznaką siły rynku oraz jego gotowości do natychmiastowego wybicia w górę. Wygląda więc na to, że swoista lekcja cierpliwości, udzielana inwestorom od prawie dwóch miesięcy jeszcze się nie zakończyła. Ostatnie pozytywne sygnały około rynkowe nie zdołały poruszyć rynku, który pozostaje w trendzie bocznym. Mimo to nastroje pozostają optymistyczne. Mamy więc do czynienia ze stanem konsekwentnego wyczekiwania w warunkach przemawiających za wzrostem cen akcji. Jednym z nich jest stale poszerzająca się grupa dużych spółek, których ceny akcji powoli pną się w górę. Z drugiej jednak strony podażowy charakter takich sesji jak choćby poniedziałkowa, zwłaszcza w odniesieniu do spółek IT, mocno podważa tezę o dokonującej się na warszawskiej giełdzie akumulacji. W tej sytuacji chyba najbardziej sensownym usprawiedliwieniem obecnego, nieco męczącego stanu rynku, jest wyczekiwanie na potwierdzenie zapoczątkowania letniej hossy przez zachodnie, zwłaszcza amerykańskie indeksy akcji, co w praktyce oznacza najbardziej prawdopodobny scenariusz pokonania przez Nasdaq 4300, a DIJA 11 tys. punktów. Gdyby jednak tego typu potwierdzenie nie miało miejsca, na co niewiele w tej chwili wskazuje, to zamiast letniej hossy mogłoby nastąpić wakacyjne załamanie o zasięgu odpowiadającym poprzedzającej go konsolidacji.
JAROSŁAW JĘDRZYŃSKI
DM Elimar S.A.