Decyzja RPP, jak również jej skala nie były chyba dla nikogo większym zaskoczeniem. Zabawne natomiast były pojawiające się w mediach opinie, jakoby zdania analityków co do zasadności podwyżki stóp procentowych były podzielone. Dawno nie było takiej sytuacji, w której analitycy i ankietowani menedżerowie firm mówili tak bardzo jednym głosem. Ci, którzy nie protestowali, twierdzili, że ich spółki sobie poradzą, padały zdania, że to nie koniec świata oraz wysuwano najmocniejszy argument: RPP nie ma innych instrumentów do walki z inflacją. Inaczej mówiąc: i tak będzie to, co ma być. Trudno oprzeć się wrażeniu, że argumenty przeciwników były nieco silniejsze, bo merytoryczne. Prawdą jest chyba, że rynek podwyżkę już zdyskontował. Nie da się ukryć, że teraz piłka jest na boisku rządowym. Jeśli zapowiadany pakiet antyinflacyjny pozostanie jedynie na papierze lub będzie markowaniem rzeczywistych działań, to długo będziemy mieli najwyższe w Europie stopy, choć na wysokiej stopie wcale nie żyjemy. W takiej sytuacji hossa na giełdzie pozostanie tylko w sferze marzeń. Na razie jednak jest nadzieja, że inflacja od sierpnia zacznie spadać, że eksport rośnie, że rząd wreszcie podejmie działania zmierzające do poważnych (choć nieco spóźnionych) zmian strukturalnych w gospodarce, że będzie coraz mniej protekcjonizmu, że... Istnieje szansa, że tej nadziei nie ma w cenach. Pierwszym testem weryfikującym ten skromny optymizm będą poniedziałkowe dane o poziomie lipcowego deficytu obrotów bieżących. Dobrze byłoby przejść go pomyślnie.

PAWEŁ HRYNIEWIECKI

DM PENETRATOR