Komentarz poranny

Aktualizacja: 22.02.2017 22:36 Publikacja: 27.03.2007 08:58

Głównym wydarzeniem wczorajszej sesji w USA była publikacja sprzedaży

domów na rynku pierwotnym. Byliśmy jeszcze tego świadkami. Reakcja

indeksów amerykańskich była silnie negatywna, co przełożyło się także na

końcówkę notowań na naszym rynku. Dane były złe, więc słaba reakcja na nie

nie powinna zaskakiwać. Co innego reszta sesji. W dalszej jej części

indeksy powoli się wspinały. Systematyczny wzrost sprawił, że jeszcze w

trakcie dnia udało im się odrobić całą stratę wywołaną niepomyślną

publikacją.

Można z tego wyciągnąć dwa wnioski. Po pierwsze nasze zachowanie było

nieco na wyrost i nie będzie niczym dziwnym, jeśli zaczniemy sesję nieco

ponad wczorajszym zamknięciem. Skala ewentualnej zwyżki nie może być zbyt

duża, gdyż mamy jeszcze kilka negatywnych czynników. Do tych zaliczyć

można niewielkie minusy przy obecnym poziomie notowań amerykańskich

kontraktów oraz dość słabe sesje w Azji. Zapewne to pierwsze wynika z

drugiego i sytuacja może się tu jeszcze poprawić, ale fakt minusów jest

bezdyskusyjny, a więc i my musimy go wziąć pod uwagę.

Drugi wniosek to siła amerykańskiego rynku. Podnieść się po takim ciosie

to jest naprawdę sztuka. Rynek zdaje się być naprawdę silny, a źródłem tej

siły są panujące na nim nastroje. Mimo ostatnich wzrostów ich poziom nie

jest najwyższy i nadal znaczna część inwestorów wątpi w pozytywny efekt

tego ruchu. Patrząc na wykresy dj.gif Nasdaq.gif SP500.gif trudno się

dziwić. Silny spadek poprzedzający tą zwyżkę wygląda po prostu fatalnie,

ale też trzeba pamiętać, że giełda to gra na emocjach. Jeśli większość ma

wątpliwości, a rynek nie spada, to znaczy, że te wątpliwości są siłą

napędową wzrostu. Tak jest obecnie. Dotyczy to zarówno rynku

amerykańskiego, jak i polskiego. Czy pamiętamy, jaka była wartość bazy i

Wigometru na koniec ubiegłego tygodnia?

A dane? Dane były fatalne i nie wynikało to tylko z samego poziomu obrotów

na rynku pierwotnym, choć oczywiście to jest główny czynnik. Ta

"fatalność" wynika także z tego, że rynek będąc po serii informacji

wyciszających obawy o sytuację na rynku nieruchomości dostał cios z

zaskoczenia. Spadek sprzedaży i wzrost zapasów sprawił, że wskaźnik

wielkości zapasów do miesięcznej sprzedaży wzrósł do 8,1 czyli do poziomu

nie widzianego od stycznia 1991 r.! Na domiar złego dokonano rewizji

danych z poprzednich miesięcy odejmując w sumie netto ponad 170 tyś domów

wcześniej uznanych za sprzedane. Każdy ma świadomość, że spadek obrotów i

wzrost zapasów musi odbić się na cenie. Ta spadała w lutym i pewnie

spadnie w kolejnych miesiącach. Tego wszyscy boją się najbardziej. Średni

poziom cen jest wyznacznikiem dla wyceny wszystkich nieruchomości. Jeśli

globalnie będzie on spadał, tym samym spadać będzie potencjał płatniczy

Amerykanów, co łatwo może przełożyć się na inne części gospodarki, o

sektorze finansowym nie zapominając. Na razie rynek to ignoruje być może

myśląc, że takie dane skłonią Fed do szybszych cięć. Problem w tym, że

cięcia wywołane takimi danymi to cięcia ratunkowe. Zatem sytuacja musi być

fatalna, by do nich doszło. Trudno taki scenariusz na dłuższą metę uznać

za optymistyczny. KJ

Komentarze
Co martwi ministra finansów?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Zamrożone decyzje
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów