Kluczowym wydarzeniem było dwudniowe posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej 27-28 marca b.r. Poziom stóp procentowych nie uległ zmianie (4,00 proc.), ale zmianie uległa treść szczegółowego komunikatu przedstawionego podczas konferencji prasowej. Sformułowania, które padły mogą sugerować, że RPP jest coraz bliżej podjęcia decyzji o podwyżce stóp procentowych, do której może dojść w perspektywie najbliższych miesięcy. Przyznano, że skala ruchów będzie zależeć od informacji ze sfery realnej gospodarki, zwłaszcza popytu krajowego i dynamiki płac. Dariusz Filar z RPP stwierdził, że już teraz poziom potencjalnego PKB jest wyższy od założonego w ostatniej projekcji inflacyjnej ze stycznia. Zresztą RPP przyznała, że ta, którą poznamy w kwietniu, najpewniej pokaże niższy przebieg inflacji CPI w krótkim terminie, ale w średnim terminie ta presja będzie narastać. Zresztą rozkład głosów w Radzie staje się coraz bardziej "jastrzębi". Za koniecznością pilnych podwyżek opowiadają się już Dariusz Filar, Marian Noga, Halina Wasilewska-Trenkner, a także jeszcze kilka miesięcy temu "umiarkowanie" nastawieni Andrzej Wojtyna i Andrzej Sławiński. Do tego obozu może dołączyć Jan Czekaj, który nieoczekiwanie przyznał w czwartek, że horyzont czasowy ewentualnych podwyżek trzeba mierzyć w miesiącach, a nie kwartałach. Tym samym rozkład głosów może być obecnie 6:4 na korzyść "jastrzębi". Jednak nie przesądza to jednoznacznie o tym, że stopy procentowe wzrosną już w podczas kwietniowego posiedzenia.
Drugą istotną informacją z ostatnich dni była podwyżka ratingu zagranicznego i krajowego Polski przez agencję Standard&Poors. To wynik uznania dla obecnego stanu polskiej gospodarki i jej perspektyw, co jednocześnie prowadzi do obniżenia ryzyka inwestycyjnego. Kolejne podwyżki będą jednak zależeć od przedstawienia przez rząd przejrzystego i wiarygodnego obniżenia planu deficytu fiskalnego i poziomu długu. Jak na razie poza szumnymi zapowiedziami wiele nie zostało wdrożone, a pojawiają się opinie, że rząd przejada owoce wzrostu gospodarczego. Tym samym, mimo, że sam fakt ogłoszenia decyzji S&P akurat w czwartek mógł być pewnym zaskoczeniem, to jej wpływ na notowania złotego w dłuższej perspektywie raczej będzie ograniczony. Zresztą pozytywne przesłanki, którymi kierowała się S&P są w dużej mierze zdyskontowane przez rynek.
Przyszły tydzień będzie okresem przedświątecznym bez istotnych publikacji danych makroekonomicznych. Na uwagę zasługuje jedynie aukcja 2-letnich obligacji z przedziału 1,0-2,0 mld zł zaplanowana na środę, 4 kwietnia b.r. Tym samym większy wpływ na zachowanie się złotego będą mieć wydarzenia na rynkach zagranicznych. Warto będzie obserwować zachowanie się japońskiego jena jako waluty posiłkowej dla strategii "carry-trade" w kontekście otwarcia nowego roku obrachunkowego w Japonii wraz z początkiem kwietnia.
Rynek międzynarodowy:
Ten tydzień, podobnie jak poprzedni, nie przyniósł wiele zmian w notowaniach eurodolara, który osiąga najwyższe od dwóch lat wartości. Początkowe zwyżki na tej parze wywołane były kolejnym rozbudzeniem obaw o stan amerykańskiej gospodarki, a bezpośrednim impulsem do osłabienia "zielonego" stał się odczyt danych o lutowej sprzedaży nowych domów za Oceanem. Najgorsze od 7 lat dane nie potwierdziły zdecydowanie zbyt optymistycznych prognoz korygowanych w górę po świetnych wynikach rynku wtórnego z poprzedniego piątku i wpisały się w szereg niekorzystnych publikacji z USA. Rozczarowanie płynące z kluczowego dla stanu największej gospodarki świata sektora zachęciło "byki" do zakupów najważniejszej pary, tym bardziej, że następne publikacje z Ameryki (zaufanie konsumentów Conference Board, dynamika zamówień na dobra trwałe) potwierdzały, że wzrost amerykańskiego PKB na poziomie 3% jest w tym kwartale nieosiągalny. Dodatkowo dolara pognębiły optymistyczne wieści ze Starego Kontynentu (niemieckie Ifo i inflacja HICP oraz niebezpiecznie rosnąca podaż pieniądza w "E-13"), świadczące o mniejszym niż oczekiwano wpływie wyższego niemieckiego VAT-u i mocnego euro na konsumpcję i eksport strefy euro. Coraz mniejsza wrażliwość kursu na te publikacje wskazywała jednak na krótkoterminowe wyczerpanie i obrazowała oczekiwanie rynku na najważniejsze wydarzenia tygodnia - wystąpienia "reżyserów" rynku walutowego - J.C. Tricheta z ECB, który ograniczył się do powtórzenia wypowiadanych już niejednokrotnie słów o zagrożeniu inflacyjnym i umiarkowanym (jak na razie), poziomie stóp procentowych oraz B. Bernanke z FED przed amerykańskim Kongresem. Drugi z "bankierów" zgodnie z naszym oczekiwaniem wyprowadził inwestorów z błędu, pokazując jak należy rozumieć ostatni komunikat Fed - pogląd Komitetu Otwartego Rynku na poziom stóp pozostaje niezmieniony -inflacja jest głównym zagrożeniem. Padły jednak sformułowania, że w gospodarce narasta niepokój związany z m.in. pewnym kryzysem w sektorze nieruchomości. W świetle tych wyjaśnień ukazujących niebezpieczne połączenie rosnących cen i zwalniającej gospodarki (potwierdzonych przez piątkowe dane o inflacji PCE Core, która przewyższyła prognozy) obniżki stóp w Stanach oddalają się, zaś zeszłotygodniowa euforyczna reakcja rynków finansowych wydaje się nie być do końca uzasadniona. Znalazło natychmiast odzwierciedlenie w gorszym zachowaniu giełd i wzmocnieniu dolara, który odbiwszy się od poziomu oporu 1,3370 na EUR/USD rozpoczął spokojny, marsz na południe. Niższy tygodniowy przyrost bezrobocia i zaskakujący trzeci odczyt wzrostu gospodarczego w IV kw. (2,5%), mimo nieco mniejszej inflacji także pomogły "zielonemu", podobnie jak niezadowalająca dynamika niemieckiej konsumpcji. Zniżka parze EUR/USD nie powinna być jednak wyjątkowo głęboka (ograniczać ją powinien poziom 1,3240), gdyż wciąż znajdujemy się w trendzie wzrostowym napędzanym przez perspektywy zmian dysparytetu stóp procentowych, które wypadają niekorzystnie dla dolara. Podobnie ma się sprawa z ewentualnym zaostrzeniem się kryzysu wokół Iranu. Jednak na dłuższą metę ten czynnik wywołujący wzrost inflacji i awersji do ryzyka może zachęcać inwestorów do lokowania w aktywa denominowane w dolarach.