Dlaczego złoty zaczął tracić? Przede wszystkim był to wynik pogorszenia się nastrojów na rynkach wschodzących po swoistych przestrogach Alana Greenspana na temat pęknięcia banki spekulacyjnej na chińskim rynku akcji. Niezależnie od tego, czy prognozy byłego szefa FED cieszącego się nadal dużym autorytetem zaczną się sprawdzać, czy też nie, dla inwestorów pojawił się dodatkowy czynnik ryzyka. Istotne było także zachowanie się amerykańskiego dolara na rynkach światowych, którego dalsze umocnienie będzie zmniejszać atrakcyjność inwestycji na emerging markets. Uważnie obserwowany był także japoński jen, wykorzystywany jako waluta bazowa dla spekulacyjnych transakcji "carry-trade". Wczoraj zyskał on na wartości, ale dzisiaj rano sytuacja odwróciła się po publikacji danych o kwietniowej inflacji bazowej CPI (nie ma podstaw do szybkich podwyżek stóp procentowych przez Bank Japonii), a także wyraźnym odbiciu się chińskiej giełdy po silnej przecenie z ostatnich dni.
Opublikowane dzisiaj rano dane Głównego Urzędu Statystycznego nieco rozczarowały. Dynamika sprzedaży detalicznej wzrosła tylko o 15,1 proc. r/r wobec oczekiwanych 19,0 proc. r/r. Z kolei stopa bezrobocia zgodnie z oczekiwaniami spadła do 13,7 proc. To jednak pokazuje, że gospodarka zaczyna dostawać niewielkiej zadyszki i tempo wzrostu gospodarczego z pierwszego kwartału b.r. będzie trudne do powtórzenia (poniedziałkowy odczyt produkcji przemysłowej był też słabszy). Fakt ten daje także dodatkowe argumenty członkom Rady Polityki Pieniężnej, aby nie spieszyli się zbytnio z podwyżkami stóp procentowych. Zresztą z analizy opublikowanych wczoraj po raz pierwszy kwietniowych "minutes", czyli zapisków z posiedzenia RPP można było odnieść wrażenie, że jej członkowie nadal są dosyć podzieleni w kwestii rzeczywistej oceny zagrożeń inflacyjnych. Tym samym podwyżki stóp procentowych można spodziewać się najwcześniej we wrześniu b.r., co będzie dodatkowym czynnikiem osłabiającym złotego.
Mimo gorszych danych z Polski złoty dzisiaj rano pozostał względnie stabilny i nie kontynuował osłabienia z wczorajszego wieczora. Po godz. 11:00 za jedno euro płacono 3,8100 zł, za dolara 2,8370 zł, a za franka 2,3110 zł. Niewiele zmieniały się także notowania głównych walut na rynkach światowych. Za jedno euro płacono 1,3430 dolara, a za funta 1,9855 USD. Wczorajsze lepsze dane z amerykańskiego sektora nieruchomości (sprzedaż nowych domów nieoczekiwanie wzrosła w kwietniu aż o 16,2 proc. m/m) nie okazały się być zbyt mocnym prodolarowym impulsem. Dlaczego? Odpowiedź tkwi w skali transakcji na tym rynku - jest to średnio 15-20 proc. ogółu. Tym samym o wiele bardziej istotne będą dzisiejsze dane z rynku wtórnego, które poznamy o godz. 16:00. Oczekiwania zostały jednak rozbudzone, więc tylko odczyt powyżej spodziewanych 6,14 mln pomógłby wyraźnie dolarowi. W przeciwnym razie na rynkach może pojawić się krótkoterminowa korekta wartości "zielonego". Sprzyjać jej będzie także fakt przedłużonego weekendu dla Amerykanów, ale także Niemców, Anglików i Szwajcarów, którzy mają w poniedziałek święta państwowe. Z kolei za wzrostem GBP/USD może przemawiać nieco lepszy odczyt PKB za I kwartał, który wyniósł 2,9 proc. b.r., a także "jastrzębie" wypowiedzi Andrew Sentance?a z Banku Anglii. Tym samym dzisiaj kurs GBP/USD może przetestować dzisiaj okolice figury 1,99, a EUR/USD rejon 1,3460-70. W niczym nie zmienia to jednak średnioterminowej koncepcji dalszego umocnienia się dolara. Niemniej jednak, takie a nie inne zachowanie się rynków światowych podczas dzisiejszej sesji, sprawi, że notowania EUR/PLN pozostaną w konsolidacji 3,8050-3,8200 zł, a USD/PLN 2,8250-2,8500 zł. Po ewentualnej kilkudniowej "korekcie" osłabienie się złotego w kolejnych tygodniach czerwca powinno być kontynuowane.
Opracował:
Marek Rogalski