Niektórzy komentatorzy podkreślali, że niższy od oczekiwań PCE może stanowić powód do krótkoterminowej aprecjacji dolara ponieważ taki wynik dałby cień szansy na uniknięcie stagflacji, tj. sytuacji jednoczesnego spowolnienia wzrostu gospodarczego i przyspieszającej dynamiki wzrostu cen. Innymi słowy, dla rynku znaczyłoby to, że USA znalazły się w "zwykłej recesji", a nie w jej groźniejszej wersji, która stawiałaby przed Fed nierozwiązywalny na obecną chwilę dylemat co do poziomu stóp procentowych (ograniczanie inflacji wymagałoby powrotu do zacieśnienia polityki pieniężnej, ale to byłoby zabójcze dla rynku finansowego o zaburzonej płynności).

Naszym zdaniem jest to jednak mało prawdopodobne, gdyż więcej argumentów przemawia za dalszym osłabieniem "zielonego" - wczorajsze wzrosty EURUSD zbiegły się w czasie ze zmianami na rynku instrumentów kwotowanych w oparciu o oczekiwane stopy procentowe; z ich cen można wywieść, że rynek coraz mocniej wycenia 50-punktową obniżkę stóp w USA. W związku z tym możliwe jest, że EURUSD podejdzie nawet do 1,60 w najbliższym czasie.

Niestety, wciąż jednak prognozowanie przyszłych poziomów par walutowych jest nieporównywalnie trudniejsze niż przed początkiem kryzysu finansowego w USA - zawirowania na międzynarodowym rynku finansowym "ustrzeliły" jakiś czas temu koronę islandzką, która drastycznie straciła na wartości wskutek zamykania operacji carry trade przy wzroście globalnej awersji do ryzyka. Zmusiło to do podwyżki stóp procentowych tamtejszy bank centralny aż o 125 punktów.

W tak zmiennym otoczeniu spokój panujący na rynku lokalnym może jedynie dziwić - eurozłoty schodzi bardzo wolno, ale coraz niżej, dążąc do strefy 3,50 - 3,52. Kurs USDPLN może, jeśli spełni się przedstawiony powyżej scenariusz dalszego osłabienia dolara, zejść nawet do 2,20. Tradycyjnie jednak wskazówek co do kondycji polskiej waluty należy upatrywać w otwarciu handlu na GPW.

Piotr Denderski