W weekend amerykański sekretarz skarbu Henry Paulson ogłosił decyzję o przejęciu kontroli nad Fannie Mae i Freddie Mac - dwóch firm które zajmują się sekurytyzacją długów hipotecznych. Skupując hipoteki od banków które oferują takie kredyty indywidualnym klientom, łączą je w pakiety i pod ich zastaw emitują obligacje, następnie kupowane przez inwestorów na całym świecie.. Dzięki temu banki udzielające takich pożyczek mają kapitał na udzielanie kolejnych - Freddie Mac i Fannie Mae są więc bardzo ważnym ogniwem zapewniającym płynne funkcjonowanie rynku kredytowego w Stanach.
Kryzys, który ogarnia rynki finansowe już od ponad roku, ma źródło w spadku wartości nieruchomości w USA. Również w rosnącej liczbie niespłacanych pożyczek hipotecznych. Wartość instrumentów wyemitowanych przez Fannie Mae i Freddie Mac ma ścisły związek z ryzykiem niespłacenia kredytów które stanowią ich zabezpieczenie oraz z wartością nieruchomości stanowiącej zastaw na wypadek egzekucji z majątku dłużnika (licytacji domu ). Czyli tracące na wartości domy oraz rosnąca liczba niesolidnych kredytobiorców stanowi o spadku wartości obligacji które zostały wyemitowane pod zastaw nieruchomości oraz powoduje potencjalne problemy firm która takie obligacje wyemitowały. Co prawda obydwie wspomniane firmy miały wysoką wiarygodność kredytową - zakładano że rząd nie pozwoli im upaść - ale nie było to określone wprost. Banki, fundusze inwestycyjne, towarzystwa ubezpieczeniowe i inni inwestorzy, którzy mieli papiery wyemitowane przez obie spółki w swoich portfelach , mieli prawo obawiać się że te aktywa mogą mocno stracić na wartości, przez niewypłacalność emitenta. To właśnie się zmieniło Teraz wiadomo na pewno że nie upadną - rząd USA przejął nad nimi kontrolę i zapewni im tyle kapitału by zachowały płynność.
Reakcja rynków na całym świecie była podobna. Euforia. Głównym beneficjentem działań rządu USA są instytucje które w swoich aktywach posiadają obligacje: banki i towarzystwa ubezpieczeniowe. W Europie indeksy grupujące banki i instytucje finansowe rosły po południu o ponad 7%. Wzrosty niektórych spółek z tego segmentu sięgały kilkunastu procent. W przypadku brytyjskiego HBOS przekroczyły 17%. Co ciekawe, media rozpowszechniły informację, że analitycy Merill Lynch sądzą, że jest za wcześnie by wydawać rekomendację do akumulacji akcji tego sektora . Inwestorzy w Europie się tym nie przejęli. Na wartości zyskiwały wszystkie sektory bez wyjątku. Informacje z poszczególnych spółek ginęły w ogólnej dynamice cen na rynku.
Indeksy paneuropejskie rozpoczęły dzień od dużego wzrostu. Pewnym problemem z ich interpretacją i kalkulacją były kłopoty giełdy londyńskiej z systemem notowań, ale awaria została usunięta. Indeksy grupujące największe spółki europejskie kończą dzień około 3% wzrostem. W ciągu dnia były wyżej, ale okazało się, że inwestorzy amerykańscy, po otwarciu rynków w Nowym Jorku znacznie mniej entuzjastycznie przyjęli decyzję rządu w Waszyngtonie. Na wykresach indeksów szerokiego rynku w Europie nastąpił powrót do strefy stabilizacji wyznaczonej przez konsolidację z początków lipca.
Na podstawie pierwszej reakcji na działania władz USA trudno wyciągać daleko idące wnioski. W poniedziałek rynkami rządziły emocje. Dalsza część tygodnia będzie sprzyjać analizie perspektyw rynku - również w kontekście konsekwencji nacjonalizacji Freddie Mac i Fannie Mae. Będzie temu sprzyjać relatywnie niewielka ilość publikacji danych makro. Na prawdziwą reakcję rynku przyjdzie poczekać jeszcze kilka dni.