Próba analizowania poszczególnych informacji ze spółek czy drugorzędnych danych makroekonomicznych w piątek mijała się z celem. Skala emocji skutecznie tłumiła próby tłumaczenia sytuacji innymi czynnikami niż euforia. Panika również. W popłochu zamykali pozycje gracze posiadający krótkie pozycje. To ich działania w dużej mierze przyczyniły się do skali ruchu.
Jeszcze w czwartek po południu wydawało się, że dotychczasowe działania władz USA napotkały na mur obojętności inwestorów w tym kraju - indeksy z trudem oscylowały wokół poziomu zamknięcia z poprzedniego dnia. Po wpompowaniu w system setek miliardów dolarów dodatkowych środków, brak pozytywnej reakcji na giełdach mógł dać sygnał ?psa Baskervillów" - (w wolnej interpretacji) jeśli rynek nie reaguje pozytywnie na bardzo pozytywną wiadomość, to znaczy że sytuacja jest znacznie gorsza niż się pozornie wydaje. Groziło to kolejną sesją dramatycznych spadków w Ameryce i faktyczną paniką na giełdach. W sukurs przyszedł rząd USA. Ogłoszono, że Administracja przygotowuje plan "trwałego" stabilizowania rynków. W telewizji wystąpił Prezydent Bush. W efekcie główne indeksy północnoamerykańskich giełd zakończyły dzień na ponad 4% plusach.
W Europie reakcja była jeszcze bardziej optymistyczna. Poprzedniego dnia próbowano na siłę ukształtować dno spadków i odbicie, które zostało jednak przerwane mdłym zachowaniem inwestorów amerykańskich na początku sesji za Atlantykiem. W piątek kilkuprocentowe wzrosty indeksów na otwarciu rynków w Europie zostały dodatkowo wsparte informacjami o ograniczeniu krótkiej sprzedaży na giełdach w Londynie oraz Nowym Jorku i Dublinie.
Co prawda szczegóły planów rządu USA nie są jeszcze znane, ale inwestorzy już dyskontują stworzenie przez Amerykanów specjalnego funduszu, który miałby skupować złe długi i tym samym oczyścić bilanse banków i towarzystw ubezpieczeniowych od toksycznych aktywów. Nic więc dziwnego, że głównym beneficjentem szturmu na akcje były papiery banków i firm ubezpieczeniowych. Indeksy grupujące europejskie instytucje tego sektora zyskiwały po południu po kilkanaście procent. Wyceny niektórych banków zwiększyły się nawet o 30%. Wzrost wartości zdecydowanej większości z nich przekraczał 10%. Towarzystwa ubezpieczeniowe, które mniej straciły na przecenie ostatnich miesięcy, drożały relatywnie mniej, choć równie imponująco.
Pomimo budzących zdumienie wzrostów głównych indeksów w Europie sesję trudno oceniać aż tak jednoznacznie jak to wskazuje skala zmian wycen. Część ruchu cen została wywołana paniczną ucieczką inwestorów zajmujących krótkie pozycje - krótkoterminowo grających na spadki. Z drugiej strony, dopóki nie poznamy szczegółów planowanych działań administracji USA, trudno jest szacować ich potencjalny wpływ na długoterminowe wyceny spółek. Już podnoszą się głosy, że interwencja o skali koniecznej do wyeliminowania większości toksycznych aktywów z bilansów banków jest ponad siły budżetu najbogatszego państwa świata. Plan zbytnio obciążający podatników może nie przejść przez głosowania w Kongresie. W przeciwieństwie do udostępniania przed Fed setek miliardów dolarów krótkoterminowych pożyczek, przejęcie trudnych kredytów wiązałoby się z długoterminowym zaangażowaniem wielkich środków. De facto subsydiując (teoretycznie) bardzo bogate instytucje pieniędzmi podatników. Na dodatek nawet zdesperowany do granic rozsądku rząd USA musi uwzględniać wpływ swoich decyzji na wypaczanie skłonności do ryzyka - co częściowo przyczyniło się do zaistnienia obecnego kryzysu. Co prawda można przypuszczać, że do wyborów prezydenckich w USA Administracja będzie robić wszystko aby problemy zamieść pod dywan, lecz długoterminowi inwestorzy będą sobie zadawać pytanie "co dalej". Przełożenie wydarzeń w USA na rynki europejskie ma wielorakie płaszczyzny. Bezpośrednio wpływa na postrzeganie banków w Europie, z których znaczna część jest zaangażowana na rynkach amerykańskich. Nawet te które trzymają się z daleka od przeżywającej problemy gospodarki USA muszą liczyć się z wpływem zaburzeń w Stanach na globalne rynki finansowe - choćby poprzez dostępność do kredytów. O przełożeniu problemów z wirtualnego świata finansów na realną gospodarkę wspominały władze ECB w swoim ostatnim biuletynie miesięcznym.